niedziela, 26 maja 2013

Five.

Zbigniew Bartman. Spojrzałam na niego i po prostu najzwyczajniej w świecie wyminęłam.
- Cześć chłopaki – powiedziałam i usadowiłam się wygodnie pomiędzy Ziomkiem a Kurasiem.
Kuzyn zerknął na mnie znacząco. Zapewne, a raczej na pewno chciał dowiedzieć się o co chodziło z Zibim.
- Skoro wszyscy już są to zaczynamy.. - oświadczył Igła włączając swojego boomboxa.
- W co gramy? - zapytałam.
- W pokera.. rozbieranego – wszyscy poruszali znacząco brwiami.
- Jesteście pewni? Nie chcę Was zawstydzić – wytknęłam język.
- Tak.. - Krzysiek rozdał karty.
Pierwszą partyjkę, jak zarówno drugą, trzecią, piątą i ósmą oraz dziesiątą wygrałam pozostawiając bez ciuchów Zbyszka, Kubiaka, Kurasia, Żygadłę, Winiara i Zatora. Na rzecz Igły musiałam zdjąć kardigan i bluzkę. Cała sterta naszych ubrań leżała sobie w kącie pokoju w ramach fantów.
- No to teraz butelka – oznajmił Wiśnia.
Zakręcił butelką, która wskazała Kubiaka.
- Mhm.. prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie – odpowiedział Misiek będąc pewny siebie.
- Pocałuj Paulinę.
Spojrzałam na Łukasza z miną 'Are you fucking kidding me?'. Zresztą Kubiak wydał się być zadowolonym z tego faktu, czego nie można było powiedzieć o Zbyszku. Od razu spochmurniał, nie wiedząc dlaczego. Oparłam się wygodnie o kant Igłowego łóżka, podczas gdy Michał przysuwał się do mnie. Położył ręce po obydwu moich stronach i delikatnie musnął moje usta. Pocałunek stawał się coraz zachłanniejszy, jednakże nadal Dzik był delikatny.
- Koniec badania śliny – zarządził Zibi.
Kolejno wylosowano Zatora, który miał w nocy wysmarować Andreę pastą, Igłę, Ziomka i Winiara. Po godzinie dwudziestej czwartej poinformowałam ich o tym, że opuszczam te kółko różańcowe. Wstałam i w stercie ciuchów znalazłam swoje górne partie garderoby. Postanowiłam ich nie zakładać, bo pokój miałam tuż obok. Wyszłam i weszłam do swego królestwa. Od razu wbiegłam do łazienki pod prysznic. Następnie założyłam pidżamę i oddałam się objęciom Morfeusza. Niestety, na drugi dzień nie dane było mi pospać, gdyż ktoś drapał koty na korytarzu. Naciągnęłam kołdrę na głowę starając się zatkać sobie uszy. Za chwilę ucichło, ale nagle poczułam, że unoszę się w powietrzu. Któryś z mamutów przewiesił mnie sobie przez ramię i zmierzał w stronę schodów. Biłam go po plecach, jednak to nic nie dało. Po kilku chwilach poczułam, że jestem w wodzie.
- Czy Was już do reszty pogięło?! - wydarłam się na cały ośrodek.
Niczym przemoknięta kura wyszłam z basenu zmierzając w stronę siatkarzy.
- Ty – skierowałam palec w stronę Igły – I ty – Ziomek spojrzał się na mnie – Nie żyjecie.
- Mamy się bać tej kruszyny? - zapytali jednocześnie.
- Ktoś mnie wołał? - odezwał się Kubiaczek.
- Cicho siedź – odburknęłam zmierzając w stronę wcześniej wymienionej dwójki – No chodźcie się do mnie przytulić – strzeliłam uśmiech numer trzy.
- Nie, nie trzeba – cofali się aż w końcu wybiegli.
Teraz spokojnie ruszyłam do swego pokoju, gdzie wzięłam prysznic, wytarłam się do sucha, wysuszyłam włosy spinając je w kucyka i ubrałam się w szare dresy, białą koszulkę z napisem 'Grube Lolo', no i buty do biegania. Truchtem udałam się przed hotel czekając na swoich podopiecznych. Gdy wszyscy się pojawili rozpoczęliśmy jogging przez spalskie lasy. Śmiechu było co nie miara. Dzisiaj postanowiłam, że zajmę się juniorami, dlatego biegłam w grupie z pięcio-, ośmiolatkami. Na ósmą dotarliśmy na śniadanie, po którym wraz z maluchami udałam się na podwórko. Położyliśmy się na trawie łapiąc promienie słoneczne, a niektórzy odbijali sobie piłkę, bądź huśtali na huśtawkach. Słuchałam miłego dla uszu świergotu ptaszków, gdy ktoś cmoknął mnie w policzek.
- Cześć Paula - przywitał się Kubiak.
- Hej, a ty czasem nie masz treningu? - zerknęłam kątem oka.
- Mam, ale na jedenastą – uśmiechnął się w najpiękniejszy sposób.
- Przepraszam, że tak wczoraj na Ciebie naskoczyłam – skruszyłam się.
- To ja powinienem Cię przeprosić za nachalność, ale odwzajemniłaś całusa, więc nie jesteś już na mnie zła, nieprawdaż? - puścił mi oczko.
- Co racja to racja – na samą myśl wyszczerzyłam się jak mysz do sera.
Wyprostowałam się i zawołałam dzieciaki.
- Skoro już tu jesteś, przydaj się na coś – wyszeptałam mu na ucho, a w sekundę wokół nas pojawiła się gromadka małych ludzi.
- To jest Michał Kubiak, reprezentant Polski w piłce siatkowej mężczyzn – oznajmiłam.
- Wiemy – odparli chórem – Zrobiłby sobie Pan z nami zdjęcie?
- No jasne – odpowiedział.
Wszyscy ustawili się do zdjęcia, a ja popstrykałam im kilka fotek. Wyszli przecudownie takie małe szkraby z takim dużym mężczyzną.
- Paula, z Tobą też chcemy.
Nie miałam nic do gadania, dlatego ustawiłam się przy nich, a zdjęcie zrobił nam pan Staszek. Następnie robiłam każdemu dziecku z osobna, gdy byli z Michałem, później to ja miałam fotki z każdym z uczestników. Właśnie podchodziłam do naszego dozorcy po telefon, gdy ktoś złapał mnie za rękę.
- Z panią trener też chcę – przyciągnął mnie tak, że przylegałam do niego całym ciałem.
- Przykro mi, ale jestem nie fotogeniczna – odparłam po czym odeszłam od niego.
- Mhn.. no chyba nie – położył ręce na mojej talii spoglądając mi w oczy – Zrób to dla mnie – uśmiechnął się szelmowsko.
- No okej, dzisiaj jest dzień dobroci dla Dzików - wytknęłam język, na co on jeszcze bardziej przysunął do siebie.
- Pożałujesz tych słów – uniósł zadziornie brwi.
- No raczej nie.
Tymczasem pan Staszek robił nam zdjęcia, gdy my się sprzeczaliśmy. Po długich utarczkach Michał mnie puścił, a ja poszłam po swój telefon. Następnie udałam się z dzieciakami do ośrodka, w którym poinformowałam ich, że idziemy na basen. Biegiem ruszyli do swoich pokoi, a tymczasem ja zawiadomiłam o zajęciach resztę grupy, jak i tych starszych. Następnie sama założyłam na siebie strój kąpielowy. Będąc w pełni gotowa udałam się na pływalnię. Początkowo poznawałam dzieciaki z różnymi sposobami pływania. Później pływaliśmy aż w końcu przejęłam wartę ratownika. Usiadłam wygodnie na kafelkach taplając nogi w wodzie. Z uwagą przyglądałam się poczynaniom podopiecznych. Serce mi się radowało na widok szesnastolatków dbających o pięciolatków. Był to bardzo rzadko spotykany obrazek. Większość nastolatków nie chce mieć nic wspólnego z dzieciakami, a tu na tym obozie łamią wszystkie stereotypy na ten temat, co mnie niezmiernie cieszy.
- Przepraszam Cię.. - usłyszałam, przez co gwałtownie odwróciłam głowę, a mym oczom ukazał się Zbyszek.
- Nie no było, minęło. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem – uśmiechnęłam się szeroko.
- Ale Pat.. - przerwałam mu.
- Nic nie mów. Nie macie tak czasem treningu? - spytałam.
- Za piętnaście minut basen – odparł beznamiętnie.
- Rozumiem – wtem zobaczyłam wchodzących na pływalnię siatkarzy.
- Paula – zawołali, a Zbyszek wstał spoglądając na nich.
Nie zdążyłam im nic odpowiedzieć, bo przypłynął do mnie Janek, mówiąc o tym, że jeden z sześciolatków się topi. Błyskawicznie wskoczyłam do wody i popłynęłam w stronę chłopca. Rozpaczliwie wiercił się, dlatego z dużym trudem wypłynęłam z nim na powierzchnię. Trzymając go na rękach wyszłam na brzeg. Ułożyłam na kafelkach rozpoczynając reanimację.
- Co tak stoicie?! Dzwońcie po pogotowie! - krzyknęłam na siatkarzy stojących jak słupy soli.
Kontynuowałam akcję, ale bez żadnych efektów. Po dwudziestu minutach będących wiecznością przyjechała karetka, która zabrała Kubę do szpitala. Od razu wybiegłam z pływalnii i udałam się do pokoju, w którym ekspresowo się ubrałam i związałam włosy. Właśnie wychodziłam z ośrodka, gdy usłyszałam głos:
- Paulina, czekaj. Pojadę z Tobą, nie możesz prowadzić samochodu w takim stanie.
Wsiadłam bez gadania do Kubiakowego auta i z piskiem opon wyjechaliśmy z parkingu. Po trzydziestu minutach znajdowaliśmy się przed ogromnym, szarym budynkiem. Weszłam do środka, a życzliwa pielęgniarka pokazała mi, na które piętro miałam się udać.
- Panie doktorze – zawołałam – Co z Jakubem?
- A kim pani jest? - spytał, no tak te szpitalne procedury.
- Jego opiekunem na obozie – odparłam.
- Stan chłopca nie jest najlepszy. Jak na razie nie potrafimy go wybudzić, ale w ostatniej chwili uratowała mu pani życie – dr Kośliński odszedł, a ja z mętlikiem głowie zjechałam po ścianie w dół.
Schowałam swą twarz dłoniach pozwalając spływać łzom po policzkach. To wszystko przeze mnie. Gdybym większą uwagę zwróciłabym na nich, teraz Kuba byłby szczęśliwy jedząc obiad. Jednakże, muszę zawsze wszystko spieprzyć.

niedziela, 5 maja 2013

Four.

- Paula, Paulina, Paulinka – zawołał Kubiak i podbiegł do mnie.
Moja mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. Nie spodziewałam się takiej reakcji Miśka. Uniósł mnie w powietrze i wirowałam w Jego ramionach, choć muszę przyznać, że było to fajne uczucie. Gdy poczułam stały grunt pod nogami podbiegli do mnie Resoviacy. Ignaczak oczywiście strzelił na mnie i na Ziomka focha za to, że nie poinformowaliśmy go o swoim pokrewieństwie. Po prostu cały Igła. Później był Kosa, Pit, a na końcu zaszczycił mnie Zbyszek. Przytulił się do mnie i musnął siarczyście mój policzek, a w jego zielonych oczach migały iskierki. Po chwili zaczęli swój trening. Sporo okrążeń do około boiska, ćwiczenia rozciągające i zaczęli ćwiczyć zagrywkę. Patrzyłam na ich atomowe serwy, które w porównaniu z moimi były mistrzostwem. Przyznaję, że moje wykonywałam na wzór siatkarzy, ale ta mała rączka nie sprawi cudów.
- Paulina, chodź zagraj z nimi mecz. - powiedział do mnie Andrea.
Zamierzałam coś powiedzieć, ale mi przerwał.
- Nie przyjmuję odmowy. - poinformował, więc nie miałam wyjścia.
Weszłam na boisko, ale uświadomiłam sobie, że nie mam żadnej bluzki. Spodenki miałam, bo zawsze nosiłam zapasowe w torbie, ale o koszulce zapomniałam za Chiny ludowe.
- Ej.. chłopcy, jest problem. Nie mam żadnej bluzki, który będzie tak łaskawy i mi pożyczy. - strzeliłam uśmiech numer 4.
Wolnym krokiem ruszyłam do szatni, usiadłam na ławce i poprawiłam kitkę. Właśnie ściągałam spodnie, gdy do szatni wszedł Zibi.
- Fiu, fiu.. cóż za zaszczyt mnie kopnął. - poruszał znacząco brwiami, a ja migiem założyłam krótkie spodenki. - Dam Ci tą koszulkę, ofiaro.
- Pff.. zobaczymy jeszcze kto nią będzie. - złapałam koszulkę i założyłam na siebie po czym wraz z atakującym udaliśmy się na salę.
Koszulka była na mnie o wiele za duża. Dosięgała mi prawie, że do kolan, choć do tych najniższych nie należę, ale muszę przyznać, że Bartman używa zniewalających perfum. Moim zdaniem było to połączenie wanilii z cynamonem, mhm. Spodenek nie było mi widać, więc sami wiecie co chłopacy sobie pomyślą, no ale cóż. Wyszliśmy z szatni, szłam przed Zibim, ale poczułam, że unoszę się w powietrzu. Atakujący przewiesił sobie mnie przez ramię i wszedł na boisko, a tymczasem ja biłam go swymi pięściami po plecach, bez skutku. Po walce postawił mnie na swojej połowie.
- Paulina gra ze mną! - poinformował ich o czynie dokonanym.
- No chyba nie, Zbychu. - zawołał Kubiak i przeniósł mnie na swoją część boiska.
Tak co chwilę byłam przez nich przenoszona. Kłócili się jak pies z kotem, a reszta wielkoludów miała z nich niezły ubaw. Gdy byłam 348 raz na połowie Kubiego, nie wytrzymałam.
- Nie będę w drużynie z nikim z Was. - wskazałam na Michała i Zbigniewa.
- To wszystko przez Ciebie! - zaczęli się kłócić.
- Czy ja pozwoliłam Wam dojść do słowa? - zapytałam, a Ci momentalnie zamilkli, jakby przez ich ciszę mieli dostać lizaka. - Ziomek, Igła, Winiar, Kuraś i Kłos, będę z Wami w drużynie.
Wymienieni powyżej mężczyźni cieszyli się jakby zobaczyli św. Mikołaja, natomiast panów Z. i K. szlag trafiał. Rozpoczęliśmy mecz od mojej zagrywki. Wyrzuciłam piłkę do przodu, odbiłam się wysoko, przechyliłam się lekko do tyłu i z całej siły trafiłam w piłkę. Prawy róg boiska, as serwisowy. Podczas drugiej zagrywki ustrzeliłam Kubiego, z czego ZB9 się śmiał, a za trzecim razem oberwało się Bartmanowi, i Misiek nie był dłużny, więc go wyśmiał. Zachowują się jak dzieci kłócące się o zabawkę w piaskownicy, po prostu. Czwartą piłkę posłałam w siatkę. Przeciwnicy odrobili stratę, a na pierwszej przerwie technicznej było 6:8 dla tamtej drużyny. Pierwszy set zakończył się jednakże naszą wygraną, jak zresztą drugi i trzeci. Zmęczona opadłam na ziemię ciężko oddychając, zmrużyłam swe powieki, a wtem obok mnie zjawił się Karol.
- Muszę przyznać, że jesteś na serio dobra. - odezwał się.
- Nie przesadzaj, kiedyś w Hiszpanii grałam w siatkówkę, ale to było za czasów uczęszczania do szkoły z internatem. - uśmiechnęłam się lekko.
- To już wiem, skąd masz ten akcent. - uniósł zadziornie brew ku górze.
- Gratuluję, spostrzegawczości. - zaśmiałam się, a Kłos odszedł.
Nie mogłam się dłużej nacieszyć błogim spokojem, bo ktoś usiadł mi na brzuchu i zaczął mnie łaskotać. Otworzyłam swe oczy i ukazał mi się Kruszyna. Turlałam się po ziemi, śmiejąc się.
- Proszę.. przestań. - mówiłam prawie, że płacząc.
- A co za to dostanę? - zapytał.
- Szczerze mówiąc to miałabym Ci coś dawać za tą dzisiejszą szopkę, którą odprawiłeś ze Zbychem? - wytrzeszczyłam swe oczy. - Dobry suchar, nie jest zły.
- Przepraszam za tą scenę. Nie chciałem, żeby tak wyszło. - zrobił minę zbitego psiaka i pocałował czule w policzek.
W tym momencie po moim ciele przeszła fala gorąca. Nigdy nie czułam czegoś takiego, może wtedy, gdy spotykałam się ze Zbyszkiem kilka razy. Uśmiechnął się do mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, które automatycznie na mnie działały.
- Nie no ok, już o tym zapomniałam. - dźgnęłam Go w żebro.
- O nie.. tak się nie bawimy moja panno. - powiedział poważnie i wziął mnie na ręce, niosąc Bóg wie gdzie.
Mijaliśmy recepcję, skorzystaliśmy z windy i byliśmy już na 2. piętrze, jednakże Misiek nadal mnie nie puszczał. Weszliśmy, znaczy wniósł mnie do pokoju, ale to nie było moje lokum.
- Co robimy w twoim pokoju? - zapytałam.
- Pogadamy sobie, muszę nadrobić ten stracony czas z imprezy. - zasugerował.
- Przecież gadaliśmy na imprezie. - wytknęłam język.
- Jak dla mnie to za mało. - oparł.
- Ale masz wymagania. - przewróciłam zabawnie oczkami.
Usiadłam na łóżku rozglądając się po pokoju, który zapewne dzielił z Bartmanem. Miejsce to w zupełności nie różniło się od mojego. Na ścianie półka, w rogu szafa, po lewej stronie łazienka, a w kącie pod sufitem malutki telewizor. Rutyna.
- Dlaczego dopiero teraz dowiadujemy się, że jesteś kuzynką Łukasza? - spojrzał na mnie badawczo.
- Nie chcieliśmy informować o tym całego świata, bo Ziomek doskonale wie, że wtedy nie miałabym życia. - uśmiechnęłam się lekko.
- To gdzie się ukrywałaś? Olka znamy, często przychodziliśmy do niego, gdy reszta rodziny, gdzieś wyjechała.
- Od 15 lat mieszkałam w Hiszpanii. Początkowo szkoła z internatem, a potem studia i tak oto jestem. - odpowiedziałam.
- Sama? - zaciekawił się.
- Nie chcę o tym już gadać! - powiedziałam głośniej, a do moich oczu mimowolnie napłynęły łzy.
- Paula, nie płacz. - przysunął się do mnie i przytulił mocno.
Cicho pochlipywałam w tors siatkarza, przez co jego bluzka była mokra. Nie przejmował się tym tylko dalej głaskał mnie po głowie dodając otuchy. W takiej pozycji trwaliśmy dobrych kilka minut, ale w końcu postanowiłam wrócić do siebie. Podziękowałam Michałowi i wyszłam z pokoju, po drodze mijając Zbyszka. Pospiesznie weszłam do lokum i położyłam się na łóżku. Miałam już zwyczajnie dość cierpienia za sprawą moich kochanych rodziców. Kilka razy obiecywałam sobie, że się ogarnę, ale wszystko kończyło się fiaskiem, niestety. Bez zastanowienia udałam się do łazienki i wzięłam lodowaty prysznic. Owinęłam się ręcznikiem, gdy zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą ubrań. Wytarłam się szybko i podeszłam do szafy. Grzebałam w niej dłuższą chwilę, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Otwarte. - zawołałam.
- Ktoś wszedł do pokoju, a ja nadal poszukiwałam odpowiedniego ubrania aż w końcu znalazłam. Wtem poczułam czyjeś dłonie na swych biodrach.
- Paulina.. co się stało? - wyszeptał.
- Nic. - zbyłam.
- Widziałam jak wychodziłaś z naszego pokoju cała zapłakana. Nie jestem ślepy.- powiedział. - Martwię się o Ciebie.
- Nie musisz się o mnie martwić. Nie znasz mnie. - wypaliłam.
- Czyżby? Nie pamiętasz jak spotykaliśmy się po imprezie? - zapytał.
- Pamiętam, ale to nie oznacza, że znasz mnie na wylot. - odfuknęłam.
- Paula.. proszę. - przyciągnął mnie gwałtownie do siebie tak, że przywierałam do niego całym ciałem.
Spoglądałam w jego zielone tęczówki, które mnie świdrowały. Starałam się coś odczytać z jego oczu, wyrazu twarzy, ale na marne. Nasze twarze znajdowały się zdecydowanie za blisko, a On coraz bardziej się do mnie zbliżał. Jego wzrok wędrował pomiędzy mymi ustami i oczami.
- Zbyszek, proszę.. - wyszeptałam.
Próbowałam się odsunąć, ale nie miałam żadnych szans. Wredota miała zbyt dużo siły, więc taka dziewczyna jak ja, mogła tylko pomarzyć. Czułam jego oddech na swej twarzy, usta na swych wargach, a perfumy drażniły me nozdrza.
- Paulina, mogłabyś.. - usłyszeliśmy, a ja jak poparzona odskoczyłam od Zibiego. - Przepraszam.
- Łukasz, czekaj. Co chciałeś? - zapytałam.
- W pokoju Igły spotykamy się o 19 na grach i pomyśleliśmy, że mogłabyś się do nas dołączyć. - mówił zmieszany.
- No jasne, przyjdę. Tylko sprawdzę co u moich podopiecznych. - uśmiechnęłam się, a ja czułam jak na moich policzkach pojawiają się intensywne rumieńce. - Ale teraz panowie, zostawcie mnie samą, bo muszę się przebrać. - wypchnęłam ich za drzwi.
W spokoju założyłam na siebie malinowe szorty, białą bokserkę i szary kardigan. Włosy związałam w wysokiego koka i ubrałam czerwone conversy analizując dokładnie akcję, która miała miejsce chwilę wcześniej. Nie potrafiłam zrozumieć zachowania Zbyszka, zresztą jak Kubiaka, również. Nigdy nie zrozumiałam samców Alfa, więc doszłam do wniosków, że albo ja jestem taka tępa albo oni skomplikowani. Po chwili wyszłam z pokoju, udałam się do Marka i Janka, którzy akurat odpoczywali.
- I jak tam wrażenia? - zapytałam.
- Świetnie i cieszymy się, że dostaliśmy taką trenerkę. - poruszyli zabawnie brwiami.
- Mhmm.. chciałam Wam powiedzieć, że jutro gramy w piłkę nożną. O 600 poranny jogging, 800 śniadanie, o 1015 trening na boisku obok ośrodka, a drugi trening będzie o 1800, bo wcześniej mam zajęcia z maluchami. - ogłosiłam i wyszłam z pokoju.
Rundka po pokojach i o 1830 wróciłam do siebie. Postanowiłam, że od razu udam się do Igły, bo te 30 minut mnie nie zbawi. Zapukałam do drzwi, które otworzył mi..

Three.

Michała Łasko.. Pojawił się jak duch, gdyby to, że w nie nie wierzę, to bym tu leżała nogami do przodu. Ciekawe co by Ziomuś zrobił. Jego męski głos proszący o pomoc. Boże.. chyba na serio już mnie straszy. Uśmiechnęłam się sama do siebie, ale z zamyślania wyrwał mnie pan Łasko.
- Żyjesz? - powiedział śmiejąc się.
- Jak widzisz to tak. No wiesz staniki nie latają, dupy nie urywa na twój widok – odparłam trzymając się za brzuch.
- Hahaha, ze mnie jest ciacho ze wszystkich stron, tylko schrupać. - wypiął dumnie pierś do przodu.
- Chyba zakalec, a nie ciasto. Za zakalce się nie biorę.
- Pożałujesz tego Paulinko.
- Mam się bać? - wytrzeszczyłam swe oczy.
Ziomek porozmawiał z kolegą i udaliśmy się dalej. Byliśmy we wszystkich jastrzębskich sklepach. Znów te kochane hotki, po prostu je uwielbiam. Otoczyły mojego biednego Łukaszka, a On stał jak kołek i się podpisywał, a od czasu do czasu pozował do zdjęć. Mhm.. pomylił się z powołaniem, ale na serio, te pozy. Zawstydziłby Dżoanę Krupę. Po długich okupacjach wróciliśmy do domu. Padłam jak długa na kanapę i włączyłam telewizor. Cała rodzinka się zbiegła, przez co zostałam zaatakowana przez moje najukochańsze rodzeństwo. Gdy była 2200 poszłam się wykąpać i oddałam się objęciom Morfeusza. Na drugi dzień wstałam o 730, sprintem udałam się do łazienki. Odprawiłam mój rytuał, ubrałam się dość elegancko na rozmowę kwalifikacyjną, a następnie przelotnie zjadłam kanapkę, i nie wiedząc kiedy siedziałam za kierownicą samochodu. Jechaliśmy w kierunku Spały słuchając melodii płynących z radia. Łukasz naśladował każdego piosenkarze, dzięki czemu płakałam ze śmiechu, ale wykonanie „Ona tańczy dla mnie” było mistrzowskie, jednym słowem mówiąc. Po długiej drodze dojechaliśmy pod ośrodek, Żygadło postanowił się udać ze mną, bo stęsknił się za kucharkami. Już ja w to uwierzę, ale nie powiedziałam nic, tylko udałam się do gabinetu kierownika. Zapukałam kilkakrotnie do drzwi, a gdy usłyszałam pozwolenie weszłam do środka.
- Dzień dobry. Nazywam się Paulina Grabarczyk. Przyjechałam w sprawie pracy, a konkretnie chodzi mi o opiekę nad dziećmi podczas treningów. - powiedziałam uśmiechając się przyjaźnie.
- Witam Panią, Zbigniew Tomkowski. Szczerze mówiąc to już zwątpiłem w to, że ktoś się zgłosi, bo sami wiemy jakie te dzieciaki mogą być nieznośne. - zaśmiał się.
- Doskonale wiem, co Pan chce powiedzieć. Zazwyczaj mam dobry kontakt zarówno z dziećmi jak i młodzieżą, ale relacje zależą od charakteru tych diabełków. - odparłam i podałam CV.
- Widzę, że skończyła Pani, Universidad Complutense de Madrid na wydziale fizjoterapii. Potrafi Pani grać w siatkówkę i piłkę nożną?
- Może nie jestem wybitnie utalentowana, ale potrafię. Jeśli chodzi o nogę to uwielbiam ten sport. - odpowiedziałam.
- Podołałaby Pani jako trener tych wrednych stworzeń? - zapytał.
- Mogę spróbować, ale niczego nie gwarantuję.
Po rozmowie podpisałam umowę, i oficjalnie zostałam trenerem dzieci w wieku 5-16 lat. Ze Zbigniewem przeszliśmy na „ty”. Okazał się bardzo miłym człowiekiem, dlatego się cieszę, że będę z nim współpracować. Wyszłam z ośrodka i udałam się do Ferdka (czyt. mój samochód). Po chwili doszedł Ziomek i wróciliśmy do domu. Jak na razie nic nie wspominałam o posadzie, dlatego powiedziałam, że mnie nie przyjęli i starałam się być smutna. Po kilku godzinach jazdy, wtatarowałam do domu i od razu położyłam się na kanapie. Za tydzień miałam się wstawić w pracy, gdyż wtedy rozpoczyna się kurs dla młodzieży i będę tam siedzieć przez kilka tygodni. Jednakże z dziećmi zaczynamy 30 czerwca i przez 2 miesiące mnie nie będzie.
Dni mijały mi standardowo. Dbałam o rodzeństwo, gotowałam, od czasu do czasu sprzątałam. Łukasz wyjechał do Rosji, więc trochę się wynudziłam, a na dodatek nie rozgrywano żadnych meczy. Na szczęście nadszedł dzień mojego wyjazdu. Spakowałam się, pożegnałam z rodzeństwem, a z rodzicami się przy okazji pokłóciłam, ale co mi tam. Skoro oni mieli mnie gdzieś to czemu ja nie mogłabym zrobić tego samego? Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie. Nie zapomniałam ile przez nich wycierpiałam, więc cieszyłam się, że będę jak najdalej stąd. Wyjechałam o 900, ale tym razem nigdzie się nie zatrzymywałam, więc podróż minęła bardzo szybko. Przywitałam się z panią Krystyną, recepcjonistką. Była to około 40-letnia kobieta, która na pierwszy rzut oka wydawała się miła. Oby to nie były pozory. Przydzielono mi pokój 63, na drugim piętrze. Windą wjechałam na odpowiednie piętro i weszłam do mojego lokum. Żadnych luksusów tu nie było. Odpowiadało mi to, bo i tak będę tu mało czasu spędzać, teraz sala będzie moim domem. Treningi miały się rozpocząć jutro, dlatego dzisiaj mogłam sobie odpocząć, ale poszłam jeszcze do Zbigniewa, który dał mi grafik. Jak się okazało przez 2 dni w tygodniu będziemy dzielić z kimś salę. Ciekawe któż to będzie? Wszystko tylko nie jakieś zrzędliwe panienki, którym nie mogą się tipsy złamać. Nie potrafię na nie patrzeć.. Po kilku godzinach napisałam sms-a do Olka, że dojechałam, i takie tam. Nagle zrobiłam się głodna. Oh.. to miłe uczucie burczenia Ci w brzuchu i grania kiszek. Te moje to by mogły wystawić musical po prostu. Pospiesznie poszłam na stołówkę, wzięłam swą porcję i usiadłam przy stoliku obok okna. Pomieszczenie było zupełnie puste, więc mogłam w spokoju się pożywić, bo od jutra zaczyna się ciężka przeprawa. Obawiam się tylko tego, że nie będę w stanie nad młodzieżą zapanować, bo doskonale wiemy, jak mogą nam zatruć krew, gdy są rozkapryszonymi dzieciakami. Zjadłam swą kolację i wróciłam do pokoju. Zamierzałam iść się wcześniej położyć. Podczas brania prysznica usłyszałam jakiś hałas na korytarzu. Owinęłam się ręcznikiem i bez zastanowienia wyszłam na hol. Moim oczom ukazało się stado 2-metrowych mutantów, którzy narobili krzyku, jakby ich ze skóry zdzierali.
- Przepraszam bardzo, ale czy wy do cholery możecie zamknąć swoje japy? - powiedziałam głośniej, aby mnie usłyszeli.
Wtem poczułam na sobie 14 par ślepiów. Patrzyli na mnie jakbym była duchem, i w tym momencie zrozumiałam, że paraduję w samym ręczniku, ale co mi tam. Nie jestem gruba, ani zbyt chuda, taka w sam raz, przynajmniej ja tak uważałam. Nie domyśliłam się kim są Ci mężczyźni, ale gdy się uspokoili wróciłam do pokoju. Założyłam piżamę i zasnęłam. Tej nocy wyjątkowo nic mi się nie śniło. Przebudziłam się o 630 wypoczęta. Co jak co, ale czuję się jakbym była nadal na studiach. Wyszczotkowałam zęby, zrobiłam sobie niedbałego koczka, założyłam dres i buty do biegania. Wybiegłam z ośrodka witając się z recepcjonistką i dałam się ponieść własnym nogom. Muszę przyznać Spała to piękna miejscowość. Te pola, polany, łąki i jezioro, mało samochodów wprawiały mnie w pozytywny nastrój. Dla mnie to miejsce było oazą spokoju. Uwielbiałam słuchać śpiewu ptaków i podziwiać przyrodę. W moim przypadku to zieleń mnie uspokaja, a tu jej jest aż w nadmiarze. Po 1,5 godzinnym biegu wróciłam do swojego pokoju, odświeżyłam się i zeszłam na dół. O 815 młodzież miała przyjechać, więc usiadłam w fotelu przed wejściem i czekałam w spokoju na ich przyjazd. W końcu kwadrans to nie tak dużo. Dzisiaj na wstępie miał się odbyć test umiejętności, żeby wiedzieć kto na jakim jest poziomie. Kombinowałam nad nim, ale moja 30 osobowa banda przyjechała. Przywitałam się z nimi i wraz z kierownikiem podzieliliśmy ich do pokoi. Nie wiem czy mam się cieszyć z faktu, że ta grupa składa się z samych chłopaków. Nie ma co, trafiłam w przecudowną ekipę. Gdy chłopaki się zadomowiły udaliśmy się na śniadanie. Weszłam na stołówkę jako ostatnia, ale wpadłam na jednego z chłopaków, bo stali jak słupy soli.
- Ej.. żyjecie? Idźcie po jedzenie. - zapytałam widząc ich zaskoczone miny.
- Patrz.. - rozsunęli się na boki, a moim oczom ukazali się nasi reprezentacyjni siatkarze.
Chciałam widzieć swój wyraz twarzy, na pewno był przekomiczny, ale jak na razie to mam nadzieję, że Ziomek mnie nie widział. Przodem poszłam do pań, które rozdawały posiłek. Stanęłam obok nich i patrzyłam na moich podopiecznych, którzy brali to co im dano. Natomiast ja wzięłam sobie jabłko i sok pomarańczowy. Jadłam owoc patrząc na nich. O dziwo zachowywali się kulturalnie, a to na pewno ze względu, że są tu siatkarze i chcą im się przypodobać. Po zjedzeniu ogryzek wyrzuciłam do kosza, a sok wypiłam. Za godzinę miał się rozpocząć trening, więc pogoniłam trochę chłopaków, którzy zakończyli ucztę kwadrans później. Szłam za nimi, część pojechała windą na 3. piętro, a reszcie w tym mnie pozostały schody. Opornie stawiałam kolejne kroki, ale wtem usłyszałam za sobą jakieś głosy, gwałtownie odwróciłam głowę.
- Paula.. - zawołał Ziomek i podbiegł do mnie przytulając do siebie. - Czemu nie powiedziałaś, że tutaj będziesz?
- Mhm.. tak się złożyło. Mam tutaj treningi. - uśmiechnęłam się, a zza pleców Łukasza pojawił się Igła.
- Kogo my tu mamy? Nasza Paulinka. Długo się nie widzieliśmy. - rzucił mi się w ramiona i droga do pokoju minęła w miłym towarzystwie.
Nie zauważyłam ani Zbyszka, ani Kubiaka, co było dla mnie dziwne, bo z tego co wiem, to grają w reprezentacji. Jak się okazało to siatkarze mają pokoje na tym samym piętrze, co ja i to oni zrobili wczoraj sajgon na korytarzu. Założyłam na siebie krótkie spodenki, top sportowy i obuwie sportowe po czym udałam się na salę. Wzięłam do ręki Mikasę i zaczęłam ją sobie podbijać, bo w końcu to, że jestem trenerem nie oznacza tego, że nie będę w ogóle grać. Miałam zupełne inne plany, chciałam pokazać trenera z tej ludzkiej strony. Chłopcy spóźnili się o 3 minuty, więc kazałam im zrobić 20 kółek. Protestowali, ale w końcu wypełnili moje polecenie. Sama zrobiłam 16, aby nie czuli się dyskryminowani. Następnie wzięliśmy się za rozciąganie różnych partii mięśni. Pompkom, brzuszkom, skłonom nie było końca, ale w końcu po godzinnej rozgrzewce. Zagraliśmy mecz sparingowy, aby przekonać się kto powinien być na jakiej pozycji. Każdy z chłopaków przez 10 minut stał na kolejnych pozycjach. Muszę przyznać, że szło im całkiem dobrze, ale musimy podszlifować zagrywkę, bloki i atak. Te części wykonują zbyt nerwowo, szybko. Muszę ich jakoś ustabilizować, ale czuję, że to nie będzie łatwe. Po 3 godzinach pozwoliłam im się rozejść. Tymczasem ja zbierałam porozrzucane Mikasy, a następnie serwowałam. Zazwyczaj trafiałam w sam narożnik boiska. W końcu sama musiałam odetchnąć, dlatego usiadłam na krzesełku i zaczęłam pić wodę mineralną.
- Brawo! - usłyszałam obok siebie oklaski, zerknęłam w tamtą stronę, a tam stał On.
- Długo tu stoisz? - zapytałam.
- Wystarczająco długo, żeby widzieć co wyprawiasz z piłką. Jesteś niesamowita. Nie jeden siatkarz by się przestraszył mocy twej zagrywki. Kruche ciałko, ale silne. - uniósł brew ku górze, a ja się zaśmiałam.
- Dobra, nie mów tyle. Tylko chodźmy. - wstałam i poszliśmy do swoich pokoi.
Wzięłam długi, odświeżający prysznic. Założyłam na siebie turkusowe rurki, czarną bokserkę, szarą bejsbolówkę i baleriny. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, otworzyłam je, a moim oczom ukazał się Łukasz.
- Hej. Idziesz ze mną na trening. O 1530 czekaj na mnie przed salą. - poinformował mnie i cmoknął w policzek.
- No okej.. - westchnęłam – Muszę iść zobaczyć co tam moje chłopaki robią.
Zaśmiałam się i udałam się na piętro wyżej. Weszłam do pierwszego pokoju, w którym siedzieli Marek i Janek. Porozmawiałam z nimi 30 minut. Okazali się fajnymi chłopakami. Nie należeli do tych, dla których liczą się tylko dziewczyny i jointy. Mieszkańcy kolejnych pokoi byli równie mili co ich poprzednicy, dlatego ulżyło mi, że mnie polubili. Przeszliśmy na „ty”, bo 5 lat różnicy to nie tak wiele. Później z całą grupką udaliśmy się na obiad, podczas którego zaserwowano nam pierogi z mięsem, a także kapustą i grzybami. Kucharki to tutaj mają wręcz wyborne. Pałaszowałam danie aż mi się uszy trzęsły, zresztą reszta też. Później poszliśmy odpocząć. Położyłam się w mym łóżku i patrzyłam w sufit. Na chwilę zasnęłam, ale już musiałam iść na salę. Przystanęłam przed nią i czekałam na Żygadłę, który nie spóźnił się ani sekundy. Wbiegł do szatni, w której już nikogo nie było. Gdy był gotowy weszłam tuż za nim na salę, kryjąc się.
- Chłopaki! - krzyknął – Chciałbym Wam kogoś przedstawić.
Stałam tak za nim chichocząc sobie pod noskiem. Czułam jak Ci spoglądają na nas, a raczej na Łukasza czekając z niecierpliwością na to co powie, bo w końcu siatkarze to takie interesujące stworzenia.
- To jest.. - powiedział, a chwilę później wysunęłam się zza niego.
Uśmiechnęłam się promiennie, ale ogromnie zaskoczyło mnie to co stało się chwilę później.

Two.

Fanki Jastrzębskiego otoczyły swych idoli, piszczały, skakały, jednym słowem mówiąc hotki. Nie rozumiałam tego ich podniecenia. Sportowiec to sportowiec niezależnie od dyscypliny, którą wykonuje. Wydawało mi się, a raczej byłam pewna, że ja, Ola, Kasia i Przemek byliśmy jedynymi cywilizowanymi ludźmi, którzy czekali pokornie na swą kolej, co nie było łatwe. Po długim wyczekiwaniu doszliśmy do siatkarza z nr „1”.
- Czy mogłabym poprosić o autograf? - poprosiła swym słodziutkim głosikiem pięciolatka.
- No jasne – odparł Łasko i wziął zeszyt siatkarski prowadzony przez moje rodzeństwo składając w nim swój podpis.
Po ustrzeleniu jednego ptaszka ruszyliśmy na kolejne podboje i w ten oto sposób zdobyliśmy wszystkie autografy od lokalnej drużyny. Przepraszam.. pozostałam nam trzynastka. Pechowa? W tym przypadku nie. Przewinęły się te często powtarzane teksty i zdobyliśmy ostatni autograf. Podczas podpisywania zawiesiłam swój wzrok na mężczyźnie. Nie ma co.. przystojny to on jest.
- Tak poza tym to nazywam się Michał. Michał Kubiak. - wysunął swą dłoń w mą stronę.
- Paulina Grabarczyk, miło mi. - uścisnęłam lekko jego dłoń. - A to Ola, Kasia i Przemek, moje rodzeństwo – dodałam wskazując na nich.
- Paula.. możemy iść do Asseco po autografy? Nie martw się, nie zgubimy się, będziemy czekać przy wejściu okej? - cała trójka zrobiła słodziutkie minki, więc im pozwoliłam.
- Lećcie, ale Przemek uważaj na nich. - powiedziałam, a ich już nie było.
Nawet nie zauważyłam, gdy „trzynastka” pozbyła się koszulki. Odruchowo kątem oka zerknęłam na jego klatę. O mój boże.. jestem w niebie. Mimowolnie przygryzłam lekko swą dolną wargę, ale zaraz się ogarnęłam i spojrzałam na siatkarza.
- Nie pogratulowałam Wam jeszcze wygranej. Nieźle im dokopaliście. - zaśmiałam się, a zarazem mrużąc swe oczy.
- Dzięki.. może udałabyś się ze mną na imprezę? Dzisiaj wieczorem. - zapytał, a w jego głosie można było usłyszeć wahanie.
- Czemu nie. Gdzie i o której? - powiedziałam i zaczęłam się rozglądać za rodzeństwem.
- W klubie nieopodal hali, o 19. Przyjadę po Ciebie. - zasugerował.
- Nie trzeba, przecież się nie zgubię. - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- No Kubi.. widzę, że znalazłeś już swój obiekt westchnień. - usłyszałam, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Bartman.
- Oj.. Zbysiu, Zbysiu.. widzę, że przegrana i samotność Ci doskwiera – wyśmiewał Go Michał.
- Na serio zabawne, ale pamiętaj na meczu rewanżowym Wam dokopiemy. - uśmiechnął się szyderczo – Przedstawiłbyś mnie tej piękności, a nie stoisz jak słup soli. - zganił przyjaciela.
- Paula. Paulina Grabarczyk jestem – przedstawiłam się, jednakże byłam w ogromnym szoku, że poznałam naszych reprezentantów w siatce.
- Zbigniew Bartman, ale mów Zibi – nachylił się nade mną i ucałował w dłoń – Korzystając z okazji to może wybrałabyś się ze mną na imprezkę?
- Przykro mi Zbyszku, ale ta Pani idzie już ze mną – poinformował Go Kubiak wypinając dumnie pierś do przodu.
- Ale jak to? - ZB9 zrobił minę zbitego psiaka – I ty Brutusie przeciw mnie?! - wykrzyknął, a wtem otoczyło Go moje rodzeństwo.
- W końcu Pana znaleźliśmy, gonimy za Panem od paru dobrych minut – powiedziała Olka z wyrzutem.
Mądry Zbigniew domyślił się o co chodzi i od razu podpisał się dzieciom, które szczerzyły się jak mysz do sera. Po chwili pożegnaliśmy się i wyszliśmy. Dziewczynki cały czas się cieszyły z wygranej ich ukochanej drużyny, i jak to Łasko świetnie grał. Jakby mogły to by się rozpłynęły z uwielbienia, a ja myślałam, że one są normalne, jakże się myliłam. O 15 byliśmy w domu, rodziców ani Olka nie było, więc musiałam zabrać się za robienie obiadu. Dzisiaj postanowiłam zrobić spaghetti bolognese, więc jak tylko się przebrałam rozpoczęłam swą syzyfową pracę, albowiem nigdy nie byłam dobra w kuchni. To nie moje zabawki. Na szczęście dzieciaki okazały się tak dobroduszne, że mi pomogły. Makaron wrzuciliśmy do garnka z wodą, aby się ugotował, a później zabraliśmy się za robienie sosu i przypieczenie mięsa mielonego. Mąka sypała się po całym pomieszczeniu, jakby przeszedł tutaj sajgon, ale po 2 godzinach walki wszystko było gotowe. Po udręce ogarnęliśmy kuchnię i zabraliśmy się za jedzenie, ponieważ nie chciało nam się czekać na resztę familii, bo Bóg wie, o której szanowna rodzinka wróci. Po zjedzeniu dzieci zajęły się swoimi rzeczami, a ja miałam chwilę czasu dla siebie. Zaledwie wczoraj wróciłam z Hiszpanii, a czuję się jakbym była matką na pełen etat z trójką dzieci. Na serio współczuję małym tego, że nie zwraca się na nich zbytniej uwagi, ale miały dostatnie życie, a nie tak jak ja, która zostałam wysłana na kilkanaście lat za granicę. No jasne, chcieli mojego dobra, jak zawsze. Pooglądałam jeszcze TV i poszłam zobaczyć co z rodzeństwem. Była 18:15, gdy rozpoczęłam przygotowania do imprezy. Rodzice wrócili niedawno, a Olek miał przyjść za 15 minut z naszym kuzynem, którego o dziwo nie pamiętałam, więc doszłam do wniosku, że się nie poznaliśmy. Pofalowałam swe włosy, zrobiłam sobie mocny makijaż. Oczy podkreśliłam kreską, powieki były granatowo-złote, a usta przeciągnęłam czerwoną szminką. Założyłam na siebie czarnę sukienkę sięgającą mi do połowy ud, a wisienką na torcie były czerwone szpilki, ale na wszelki wypadek wzięłam ze sobą jeszcze baleriny. Będąc gotowa pożegnałam się z rodziną i ubrałam do wyjścia, wtem do domu wszedł mój kochany braciszek z kuzynem. Jakie było moje zdziwienie, a minę miałam taką o__O.
- Cześć Paula. Kupę lat się nie widzieliśmy – powiedział swym męskim głosem i mnie przytulił.
- Co racja, to racja. Wypuścili Cię z Rosji? - zapytałam patrząc na mojego przystojnego krewnego.
- Tak, mamy przerwę w lidze. Olek zadzwonił z wiadomością, że wróciłaś, więc skorzystałem z okazji, by się z Tobą zobaczyć.
- No właśnie, jeszcze nie pogratulowałam Ci zwycięstwa Ligi Światowej – cmoknęłam Go w policzek. - Niestety, muszę już iść. Kubiak zaprosił mnie na imprezę z okazji wygranej Jastrzębskiego, ale z tego co kojarzę to Sovia też ma być.
- Łuhuh.. czyli Bartman też będzie, Pit i Igła.. weź mnie ze sobą – zrobił oczy kota ze Shrek'a i bez zastanowienia się zgodziłam. - Nie czekajcie na nas – rzuciliśmy na pożegnanie.
Szliśmy do klubu wspominając nasze dzieciństwo. Głównie to mój towarzysz opowiadał, bo ja niezbyt pamiętałam rzeczy z przeszłości, a że kuzyn w końcu jest ode mnie starszy to odświeżył mi pamięć. O dziwo nie miał jeszcze sklerozy. Weszliśmy do klubu trzymając się za ręce, bo nie mogłam utrzymać równowagi. Wiedziałam, że polskie jezdnie to Dziurasic Park, ale żeby chodnik, to to już była spora przesada. Oczy wszystkich skierowały się na nas, a wyraz ich twarzy wyglądał tak o.O, potem tak ;) , a na końcu tak :D.
- Ziomek, co ty tu robisz? Ruski Cię wypuściły? - podbiegł do nas Igła – A tą piękność skąd wziąłeś? - dopytywał się.
- Jak widać na załączonym obrazku, to tak. Mhm.. spotkałem ją po drodze, powiedziała mi, że idzie na imprezę, a ja nie mogłem przegapić spotkania z Wami. - powiedział, jak na razie nie chcieliśmy nic mówić o naszym pokrewieństwie.
- Nazywam się Paulina Grabarczyk, ale mów po prostu Paula – zapoznałam się z Krzyśkiem.
Nie miałam zbytnio problemów z zapoznaniem się z resztą zgrai. W końcu są to normalni ludzie. Większość z nich śmiała się z mojego akcentu, ale wytłumaczyłam im, że jestem Polską Hiszpanką. Po pewnym czasie dorwałam się do Michała.
- Hej. - przywitałam się.
- No cześć. - powiedział, ale po chwili zbierał szczękę z podłogi – Wow.
- Tylko na tyle Cię stać? - powiedziałam sarkastycznie.
- Ttak, to znaczy nie – jąkał się jakby widział swojego idola.
- Chodź lepiej zatańczyć – zaciągnęłam Go na parkiet i oddaliśmy się w wir szalonego tańca.
Kubiak może nie był urodzonym tancerzem, ale szło mu całkiem nieźle. Z przerwą miedzy kawałkami szliśmy się napić standardowo 0,7. Ci siatkarze to na serio mają mocną głowę. Myślałam, że oni nie pozwalają sobie na takie ostre balowanie. Tańczyłam z Łukaszem, gdy usłyszałam.
- Odbijany! - wydarł się Zbyszek i porwał mnie w ramiona. Boże.. jak on zajebiście pachniał. Jak na złość DJ włączył jakąś wolną piosenkę, i chcąc, nie chcąc musiałam wtulić się w Bartmana.
- Na długo zostajesz w Polsce? - zapytał po kilku sekundach, gdy wtulałam się w Jego twardy tors.
- Jak na razie to nie myślałam o tym, może na stałe. Choć nie wykluczam powrotu do Hiszpanii. Aktualnie muszę znaleźć pracę, dom i jakoś się tutaj ustabilizować. - odparłam nie odrywając się od jego umięśnionego ciała.
- Oo.. to dobrze. Spotkamy się jeszcze?
- Oczywiście, kiedy tylko zechcesz. - nie wiedząc czemu zdobył szybko moje zaufanie.
Był taki miły, sympatyczny i bardzo przystojny, a te jego zielone paczadła. Rozpływam się po prostu. Niby byłam towarzyszką Kubiaka, ale mało spędziliśmy ze sobą czasu. Byłam rozchwytywana przez wszystkich do końca. Najwięcej zatańczyłam z Zibim, Igłą, Łasko, Lotmanem i Ziomkiem. O godzinie 300 impreza się zakończyła. Wracaliśmy do domów zataczając się, ale byliśmy cicho, więc jest dobrze. Pożegnaliśmy się, i wraz z Łukaszem poszliśmy w kierunku schronienia. Będąc już na miejscu padliśmy ze zmęczenia, i od razu ułożyliśmy się do snu. Zasnęliśmy w rekordowym tempie, może to dlatego, że wtuliłam się w Żygadło i było mi ciepło.
Na drugi dzień obudziłam się z wielkim kacem, w głowie mi szumiało, a Łukasz również nie należał do tych najzdrowszych.
- Nigdy więcej nie pójdę z nimi na imprezę - zaprzysięgłam i poszłam do kuchni po wodę i tabletki przeciwbólowe.
Wróciłam z całym wyposażeniem, pochłonęłam wodę i łyknęłam tabletkę, więc teraz pozostało mi tylko czekanie. Udałam się do łazienki, jak tylko ujrzałam się w lustrze to się przeraziłam. Kilkoma słowy mówiąc wyglądałam jak jakaś zmora. Makijaż rozmazany, włosy jakbym się z szopem w sianie turlała, po prostu katastrofa. Wzięłam długi prysznic, dzięki któremu wróciłam do świata żywych, ale kac nie był ustąpliwy. Ubrałam się, zrobiłam lekki makijaż i zjadłam śniadanie. Rodzice po chwili poszli do pracy, dzieciaki do szkoły, więc zostałam z kuzynem sama.
- Żyjesz? - zapytałam.
- Jakoś tak.. - odparł.
- No to może poszukam jakiejś pracy – złapałam laptopa.
Wstukałam wszystkie oferty pracy dla fizjoterapeutów. Przejrzałam ich chyba z 35, ale żadna nie była na tyle ciekawa. Choć zaciekawiła mnie jedna oferta, a mianowicie szukali kogoś kto dbałby o dzieci w wieku 5-16 lat podczas treningów w Spale. Z tego co wiedziałam to trenowała tam reprezentacja Polski w piłce siatkowej, ale o juniorach mi nie wspominano. W sumie to by mi to zajęcie odpowiadało. Miałam dobry kontakt z dziećmi, a kolejną zaletą jest fakt, że będzie tam trenowana siatkówka i piłka nożna. Bez zastanowienia zadzwoniłam pod podany numer i umówiłam się na spotkanie, które miało się odbyć jutro.
- Łukasz, Łukaszku .. wiesz jak ja Cię kocham ? - zaczęłam się do niego przymilać. - Zawiózłbyś mnie jutro do Spały? Wiem, że tam trenujecie, więc drogę powinieneś znać. - uśmiechnęłam się szeroko.
- No jasne, zresztą stęskniłem się za kierownikiem – wybuchnęliśmy śmiechem – Na którą masz spotkanie?
- 1100. - odparłam
- Wyruszymy o 800, więc spokojnie. - rzuciłam mu się na szyję z radości.
- Ej, ej.. czy ty chcesz udusić tak seksownego siatkarza z tak seksownym głosem? - uniósł brew ku górze i zrobił minę niczym James Bond.
-Idziemy na miasto? - zapytałam.
- Mhm.. a mam jakiś wybór? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie – wytknęłam język i ruszyliśmy na podbój Jastrzębia.
Przechadzaliśmy się uliczkami, które pamiętałam jak przez mgłę z dzieciństwa. W końcu jestem wiekową 21 latką. Łukasz rzucał sucharami, od których mnie już brzuch bolał, ale wtem ujrzeliśmy .. 

One.

Wstałam wcześnie rano (czyt. 500) i nie czekając na to aż słońce ukaże się na horyzoncie wbiegłam do łazienki. Duże pomieszczenie z wanną stojącą po środku i lustrami wiszącymi na każdej ścianie. Jak się wcześniej spodziewałam wyglądałam jak istna zjawa, no bo tak to jest jak trzeba wstawać przed świtem, a kłaść się po północy. Ahh.. Ci kochani belfrowie. Wzięłam lodowaty prysznic na rozbudzenie, co poskutkowało pożądanym celem. W pośpiechu założyłam na siebie białą koszulę, malinowe rurki i buty. Spakowałam do swej torby wszystkie podręczniki i bez śniadania wyszłam z domu. Oczywiście spóźniłabym się na metro. Niby 600, a ruch jak w Rzymie. Z wielkim trudem znalazłam wolne miejsce i usadowiłam w nim swe zacne cztery litery. Do uszu włożyłam słuchawki podłączone do mej mp4, aby zapomnieć o tym dziwnym świecie. Wtem rozbrzmiało „Salvame” zespołu RBD. Odkąd tylko pamiętam to miałam do tej piosenki słabość. Pomagała mi we wszelkich problemach, może to dziwne, ale dzięki niej dostawałam porządnego kopa energii. Zastanawiałam się nad tym jak to będzie, gdy ukończę Universidad Complutense de Madrid. Studiowałam architekturę wnętrz, fizjoterapię, a wieczorowo chodziłam na kurs fotografii. Wiem, że sama sobie jestem winna, ale nie potrafiłam się ostatecznie ukierunkować, więc wybrałam 3 kierunki, czego nie żałuję. Po godzinnej jeździe wysiadłam na moim peronie. Wyszłam schodami na górę i od razu zostałam powitana przez słońce. Jak dobrze, bo ostatnimi czasy pogoda nie dopisywała w Hiszpanii. Szczerze mówiąc to myślałam, że mieszkam w Londynie, w którym wiecznie pada, a tamtejsi ludzie nie znają pojęcia słońce. Udałam się do kawiarni znajdującej się nieopodal uniwersytetu, w której czekał już Adam. Adam Copeland.

- Hola! -przywitałam się z nim całując Go w policzek.

- Hola! Cómo estás? - zapytał.

- Muy bien, y tu? - odparłam.

- Bien, gracias. - uśmiechnął się ukazując rządek swych białych zębów.

Pomiędzy mną a Adamem była duża różnica wieku ok. 12 lat. Powiem otwarcie nie zwracałam na nią uwagi w najmniejszym stopniu, dla mnie liczyło się to, że rozumiemy się bez słów i zawsze możemy na siebie liczyć. Traktowałam Go jak przyjaciela, starszego brata, ale niestety często podróżował ze względu na swój zawód. Był wrestlerem znanym pod pseudonimem Edge. To on zasiał we mnie ziarenko uwielbienia do tej rozrywki, ale wrestling nie mógł nawet stanąć przy siatkówce. Od małego brzdąca się nią interesowałam, pomimo tego, że nie miałam dostępu do żadnych źródeł. Wychowywałam się początkowo w sierocińcu, a później w szkole z internatem.. Na samo wspomnienie wzdrygnęłam się. Zamówiłam latte na wynos, pożegnałam się i pędem ruszyłam na zajęcia. W ostatniej chwili weszłam do sali, a tak mało brakowało. Dzień rozpoczęłam od lekcji hiszpańskiego z panią Esperanzą. Była to miła kobieta o ogromnym sercu, zawsze przychodziłam do niej z żalem, ale traktowałam ją jak matkę. 60-letnia nauczycielka tryskała energią, którą przekazywałam nam niewyspanym studentom. Później miałam lekcje związane z architekturą. Zajęcia skończyłam o 1530, lecz za pół godziny rozpoczynałam kolejne z fizjoterapii, więc odpoczynek nie był mi pisany. Dzielnie wędrowałam od sali do sali, a o 2030 został mi tylko kurs fotografii. Ćwiczyliśmy obróbkę i takie tam, więc około 2230 wróciłam do domu. Nie mogłam sobie pozwolić na sen, dlatego zrobiłam sobie kawę i zabrałam się za odrabianie prac. Pocieszałam się myślą, że zostały mi tylko dwa tygodnie do końca, dokończenie pracy magisterskiej i jej obrona.

Minęły 2 tygodnie... obroniłam pracę i zostałam absolwentką z wyróżnieniem. Aktualnie to zastanawiałam się nad tym co teraz mam począć. Czy zostać w Hiszpanii, pojechać na wakacje lub.. no właśnie spotkać się ze swą rodziną, z którą nie utrzymywałam kontaktu od jakichś 13 lat. W końcu to nie był mój wybór, ale cóż.. w późniejszym czasie się dowiecie. Jak na razie muszę się zrelaksować te obrony prac strasznie mnie wymęczyły. Bez najmniejszego wahania udałam się do centrum handlowego, bo co bardziej zrelaksuje kobietę jak nie zakupy? Chodziłam od sklepu do sklepu, przymierzałam milion ubrań i kupiłam kilka par spodni, 3 pary butów i 5 bluzek. O tak.. to jest to, przecież jakoś się prezentować muszę! Po jakże długim shoppingu wróciłam do mojego przytulnego domku. Wzięłam odprężającą kąpiel, a następnie zrobiłam sobie kakałko i zasiadłam przed telewizorem, dla którego nareszcie znalazłam czas. Przeskakiwałam z kanału na kanał aż zatrzymałam się na kanale sportowym, który emitował El Clasico, tzn. Real Madryt – FC Barcelona. Oczywiście kibicowałam z całych sił Królewskim popijając raz na jakiś czas wcześniej przygotowany napój. Mecz zakończył się wynikiem 2:2, co mnie zadowoliło. Ważne, że Barca nie wygrała. Po chwili rozpoczęła się powtórka meczu siatkówki Polska – USA, finał Ligi Światowej 2012. Mhm.. Polska tak bardzo za nią tęskniłam, lecz nie miałam z nią żadnego kontaktu, nawet najmniejszego. Przyzwyczaiłam się do Hiszpanii, ale nigdy nie zapomniałam o swojej ojczyźnie, i już wiem co teraz zrobię. Wyjadę do Polski, tym razem mama nie będzie miała prawa mnie wysłać za granicę. Nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudziłam się nazajutrz o 900. Odprawiłam poranne czynności wzięłam jabłko na przekąskę i udałam się na lotnisko. Zakupiłam bilet w jedną stronę na lot, który miał się odbyć jutro o 1200. Szczęśliwa z wyjazdu postanowiłam się pożegnać z Adamem na rynku. Nie musiałam na niego długo czekać, bo zawsze przychodził przed czasem, przez co u mnie plusował. Na wiadomość o powrocie do ojczyzny nie ucieszył się, ale uszanował moją decyzję. Chciał dla mnie jak najlepiej, był moim przybranym braciszkiem.

W końcu nadeszła godzina wylotu. Odprawa i byłam na pokładzie samolotu. Zajęłam miejsce przy oknie, zapięłam pasy na rozkaz uśmiechniętej od ucha do ucha stewardessy i wystartowaliśmy. Z zaciekawieniem spoglądałam na różnokształtne chmury, które doprowadziły mnie do objęć Morfeusza. Po 3 godzinach byłam już na Okęciu. Miałam szczęście, że w pobliżu był autobus jadący do Jastrzębia-Zdrój. Swym łamanym polskim poprosiłam kierowcę o dojazd, który po dłuższych błaganiach zgodził się mnie podwieźć. Kolejne godziny jazdy mijały mi w ciszy..

Zapukałam do drzwi, lekko się uchyliły, a mina kobiety, która była moją mamą wyglądała tak : o.O.

- Nie przywitasz się ze mną? - spytałam z hiszpańskim akcentem – Bardzo miłe powitanie, nie ma co.

- Tak, tak córeczko.. - objęła mnie w swe ramiona, nie chciałam być niemiła, więc zrobiłam to samo.

- Kto przyszedł, Dorotko? - usłyszałam głos taty z pokoju.

Zostawiłam walizki w przedsionku i za rodzicielką udałam się do salonu. Na pierwszy rzut oka można było zrozumieć, że właścicielami domu są bogate osoby. Oparłam się o futrynę drzwi spoglądając na osoby, które siedziały wygodnie na skórzanej sofie.

- Paulina! - krzyknął Ryszard, mój tata i podbiegł do mnie zaczynając wirować mną w powietrzu.

- Aż tak bardzo się za mną stęskniliście? Jeszcze 13 lat temu cieszyliście się z mojego przymusowego wyjazdu. - odparłam karcąco.

- To nie tak.. zrozum. - rodzice zaczęli się bronić, a moje rodzeństwo, którego nie znałam wpatrywało się na nas jak na bandę idiotów.

- Wcale.. jakoś nie spieszno Wam było, żebym wróciła do Polski. Nie miałam żadnego listu, telefonu od moich jakże kochanych rodziców! - wyparowałam.

- Wytłumaczymy Ci to, ale na razie poznaj swoje rodzeństwo. - zerknęłam na trójkę dzieci i mężczyznę siedzących na kanapie.

- To jest Ola, Kasia, Przemek. - wskazał kolejno na dzieci w wieku 5, 11, 14 lat.

- Olek! - krzyknęłam i podbiegłam do mojego starszego brata. - Tak się za Tobą stęskniłam. - nie chciałam się od niego odrywać, tylko on był mi bliski.

- Młoda, chodź na pewno jesteś zmęczona po podróży. - wziął mnie za rękę i zaprowadził do jego pokoju.

- To tak teraz żyjecie? W luksusie.. - zaczęłam lokując się na łóżku.

- Tata otworzył firmę nieruchomości i zaczęło nam się powodzić, aż w końcu dorobił się majątku. - mówił głaszcząc mnie po włosach – Lepiej mów jak tam w Hiszpanii było, znalazłaś swego wybranka?

- Nie rozumiem tylko, czemu nie przywieźli mnie znów do Polski, gdy ustatkowali się materialnie. Najpiękniejsze chwile życia spędziłam z dala od domu nie mając nikogo na Płw. Iberyjskim. - do moich oczu napłynęły łzy i dałam upust emocjom.

- Paula nie płacz. - cmoknął mnie w czoło.

- Okej. W Hiszpanii było fajnie, uczyłam się w szkole z internatem, potem dostałam się na uniwersytet. Braciszku, jestem magistrem architektury wnętrz i fizjoterapii, a na dodatek chodziłam na kurs fotografii, więc mam szerokie pole manewru, jeśli chodzi o zawód. Jak coś to wiesz do kogo się zgłosić, gdy będziesz urządzać swój dom lub będziesz mieć problemy zdrowotne. Chłopaka nie mam i nie spieszy mi się z tym jak na razie. Aktualnie to zamierzam się ustatkować, kupić sobie mieszkanie, znaleźć pracę, pozwiedzać i takie tam.

- Mam mądrą siostrzyczkę – zaśmiał się i zaczął mnie łaskotać, przez co do pokoju wpadła reszta mojego „rodzeństwa”.

- Dziwnie się czuję, niby moje rodzeństwo, a ja nawet nie wiem kiedy się urodzili. - szepnęłam Olkowi na ucho.

- O nic się nie martw, wiedzą o Tobie i teraz będą się nieźle łasić. - odparł, i wtem Ola przynajmniej tak podejrzewałam usiadła mi na kolanach.

- Hej mała – cmoknęłam ją w policzek i spojrzałam w jej bursztynowe oczka.

- Paula.. przywiozłaś nam coś? - zapytali chórem.

- Przykro mi, ale nie, więc dla rekompensaty pójdziemy jutro na pizzę co wy na to? - zaproponowałam, ale oni nie potrafili wytrzymać ze śmiechu przez mój akcent.

- Jasne. - powiedzieli po chwili zastanowienia.

- Przepraszam, ale jestem zmęczona i pójdę się wykąpać. - wstałam, a Oluś poszła ze mną. - Zaraz wrócę. - odparłam i weszłam do łazienki.

Napuściłam wody do wanny i płynu do kąpieli. Położyłam się wygodnie zaczynając się relaksować. Rozglądałam się z zaciekawieniem na to pomieszczenie, które w niczym nie przypominało mi tego starego sprzed 15 lat. Zbyt dużo się tu zmieniło, może i na lepsze, ale jedno pozostało mi w głowie, niewyjaśniona sytuacja, która tak wiele mnie kosztowała. Po godzinie i waleniach do drzwi wyszłam z łazienki i udałam się pokoju Aleksandra, w którym zostawiłam walizkę.

- Fiu, fiu.. ładną mam siostrę. - powiedział, a ja zrozumiałam, że paraduję w samym bawełnianym ręczniku.

- W końcu mam to po Tobie. - odparłam uśmiechając się.

Założyłam na siebie pidżamę i poszłam jeszcze do sióstr i Przemka. Usiadłam na rogu ich łóżka. Pogłaskałam Olę, która już zasypiała.

- Czekała na Ciebie, ale nie wytrzymała. - wytłumaczyła mi Kasia – Opowiesz nam coś o sobie?

- Może jutro, bo Olka też by chciała być przy tej rozmowie - puściłam do nich oczko.

- No wiesz.. - Przemek zaczął nieśmiało – Jutro jest mecz, Asseco Ressovia Rzeszów gra z Jastrzębskim Węglem. Chcielibyśmy iść na niego, ale nikt nie chce wziąć nas pod opiekę, więc może ty.. - zrobił oczy kotka ze Shrek'a, które zadziały na mnie.

- No jasne. Lubię siatkówkę i nie mam nic przeciwko temu. - odparłam wesoło.

- Jesteś aniołem! - rodzeństwo wtuliło się we mnie.

- Chociaż poznam jakąś część miasta, tzn. przypomnę ją sobie, ale teraz to dobranoc. Musicie być wypoczęci. - ucałowałam ich i wróciłam do pokoju Olka, który serfował po internecie. - Jutro idę z młodymi na mecz siatkówki – poinformowałam Go.

- Dzięki Ci Boże, bo te potwory cały czas mnie z tym męczyły. - odetchnął z ulgą.

- Ja już idę spać. Dobranoc. - położyłam się obok brata i oddałam w objęcia Morfeusza.

Na drugi dzień wstałam o 1000, zrobiłam poranną toaletę i zeszłam na śniadanie. Oczywiście nikogo prócz dzieci nie było w domu. Po zjedzeniu kanapki , ubrałam się.

- Paula.. pospiesz się. Mecz zaczyna się o 1300, więc mamy tylko 1,5 godziny. - zerknęłam na zegarek, Przemek miał rację.

W pośpiechu zrobiłam makijaż i spięłam włosy w kok, i wyszliśmy. Szliśmy chodnikiem spoglądając na to co nas otaczało. Z uwagą przyglądałam się napisom znajdującym się na drzwiach, budynkach. Wtem ujrzałam ogromną halę, weszliśmy do środka pokazując bilety i usiedliśmy w sferze dla VIP-ów, bo w końcu tatuś ma znajomości. Dzieci siedziały jak na szpilkach, a na ich twarzach widniały cudowne uśmiechy. Piękny widok. Do rozpoczęcia zostało 30 minut, a trybuny zaczęły się wypełniać. Na boisko rozgrzewali się już siatkarze. Nadeszło powitanie drużyn, sędziów i takie tam sprawy organizacyjne. Spoglądałam na mężczyzn i doszłam do wniosku, że Polacy są przystojni, szczególnie pan z numerem „9” na koszulce z Sovii i „13” z Jastrzębskiego.

- Kubiak i Bartman.. - powiedziałam sobie pod nosem czytając nazwiska z ich bluzek. Zapewne śmiesznie zabrzmiały z tym moim akcentem.

Mecz był bardzo emocjonujący, drużyny szły łeb w łeb, co do prowadziło do tie-break'a, który zakończył się na korzyść gospodarzy.

- Paula, chodź pójdziemy po autografy. - bez wahania się zgodziłam i od razu udaliśmy się w stronę siatkarzy.

Prologue.

Niby zwyczajna, a jednak inna. Spontaniczna, żyjąca chwilą.. Co ją różni od reszty społeczeństwa? Nie wiadomo, bo to obiekt niezidentyfikowany. Codzienna rutyna doprowadza ją do szaleństwa. Szkoła, praca, dom i tak zawsze. Nadszedł czas na głębokie zmiany. Powrót do ojczyzny, spotkanie oko w oko z rodziną, tego pragnie. Chce poznać odpowiedź na wszystkie nurtujące ją pytania. Nadszedł ten czas zmierzenia się z przeszłością. Nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Zemsta jedyne czego pragnie, słodka zemsta. Może poczeka, a może nie. Jedno jest pewne nienawiść przepełniająca jej serce.


Wstęp.

Cześć, cześć.. Nie wiem co się stało, ale blogger usunął moje blogi, dlatego postanowiłam wrócić. Większość rozdziałów mam zapisanych na dysku, ale niektóre mi przepadły. Niestety.. Nie musicie się martwić historię zacznę pisać od nowa. Ostatni rozdział był dodany prawie miesiąc temu, więc większość z Was straciła wątek fabuły, więc ją odświeżę. Stopniowo uzupełnię wszystkie podstrony, dla ułatwienia.


Cassidy/Chloe/Ciruela.