niedziela, 5 maja 2013

Three.

Michała Łasko.. Pojawił się jak duch, gdyby to, że w nie nie wierzę, to bym tu leżała nogami do przodu. Ciekawe co by Ziomuś zrobił. Jego męski głos proszący o pomoc. Boże.. chyba na serio już mnie straszy. Uśmiechnęłam się sama do siebie, ale z zamyślania wyrwał mnie pan Łasko.
- Żyjesz? - powiedział śmiejąc się.
- Jak widzisz to tak. No wiesz staniki nie latają, dupy nie urywa na twój widok – odparłam trzymając się za brzuch.
- Hahaha, ze mnie jest ciacho ze wszystkich stron, tylko schrupać. - wypiął dumnie pierś do przodu.
- Chyba zakalec, a nie ciasto. Za zakalce się nie biorę.
- Pożałujesz tego Paulinko.
- Mam się bać? - wytrzeszczyłam swe oczy.
Ziomek porozmawiał z kolegą i udaliśmy się dalej. Byliśmy we wszystkich jastrzębskich sklepach. Znów te kochane hotki, po prostu je uwielbiam. Otoczyły mojego biednego Łukaszka, a On stał jak kołek i się podpisywał, a od czasu do czasu pozował do zdjęć. Mhm.. pomylił się z powołaniem, ale na serio, te pozy. Zawstydziłby Dżoanę Krupę. Po długich okupacjach wróciliśmy do domu. Padłam jak długa na kanapę i włączyłam telewizor. Cała rodzinka się zbiegła, przez co zostałam zaatakowana przez moje najukochańsze rodzeństwo. Gdy była 2200 poszłam się wykąpać i oddałam się objęciom Morfeusza. Na drugi dzień wstałam o 730, sprintem udałam się do łazienki. Odprawiłam mój rytuał, ubrałam się dość elegancko na rozmowę kwalifikacyjną, a następnie przelotnie zjadłam kanapkę, i nie wiedząc kiedy siedziałam za kierownicą samochodu. Jechaliśmy w kierunku Spały słuchając melodii płynących z radia. Łukasz naśladował każdego piosenkarze, dzięki czemu płakałam ze śmiechu, ale wykonanie „Ona tańczy dla mnie” było mistrzowskie, jednym słowem mówiąc. Po długiej drodze dojechaliśmy pod ośrodek, Żygadło postanowił się udać ze mną, bo stęsknił się za kucharkami. Już ja w to uwierzę, ale nie powiedziałam nic, tylko udałam się do gabinetu kierownika. Zapukałam kilkakrotnie do drzwi, a gdy usłyszałam pozwolenie weszłam do środka.
- Dzień dobry. Nazywam się Paulina Grabarczyk. Przyjechałam w sprawie pracy, a konkretnie chodzi mi o opiekę nad dziećmi podczas treningów. - powiedziałam uśmiechając się przyjaźnie.
- Witam Panią, Zbigniew Tomkowski. Szczerze mówiąc to już zwątpiłem w to, że ktoś się zgłosi, bo sami wiemy jakie te dzieciaki mogą być nieznośne. - zaśmiał się.
- Doskonale wiem, co Pan chce powiedzieć. Zazwyczaj mam dobry kontakt zarówno z dziećmi jak i młodzieżą, ale relacje zależą od charakteru tych diabełków. - odparłam i podałam CV.
- Widzę, że skończyła Pani, Universidad Complutense de Madrid na wydziale fizjoterapii. Potrafi Pani grać w siatkówkę i piłkę nożną?
- Może nie jestem wybitnie utalentowana, ale potrafię. Jeśli chodzi o nogę to uwielbiam ten sport. - odpowiedziałam.
- Podołałaby Pani jako trener tych wrednych stworzeń? - zapytał.
- Mogę spróbować, ale niczego nie gwarantuję.
Po rozmowie podpisałam umowę, i oficjalnie zostałam trenerem dzieci w wieku 5-16 lat. Ze Zbigniewem przeszliśmy na „ty”. Okazał się bardzo miłym człowiekiem, dlatego się cieszę, że będę z nim współpracować. Wyszłam z ośrodka i udałam się do Ferdka (czyt. mój samochód). Po chwili doszedł Ziomek i wróciliśmy do domu. Jak na razie nic nie wspominałam o posadzie, dlatego powiedziałam, że mnie nie przyjęli i starałam się być smutna. Po kilku godzinach jazdy, wtatarowałam do domu i od razu położyłam się na kanapie. Za tydzień miałam się wstawić w pracy, gdyż wtedy rozpoczyna się kurs dla młodzieży i będę tam siedzieć przez kilka tygodni. Jednakże z dziećmi zaczynamy 30 czerwca i przez 2 miesiące mnie nie będzie.
Dni mijały mi standardowo. Dbałam o rodzeństwo, gotowałam, od czasu do czasu sprzątałam. Łukasz wyjechał do Rosji, więc trochę się wynudziłam, a na dodatek nie rozgrywano żadnych meczy. Na szczęście nadszedł dzień mojego wyjazdu. Spakowałam się, pożegnałam z rodzeństwem, a z rodzicami się przy okazji pokłóciłam, ale co mi tam. Skoro oni mieli mnie gdzieś to czemu ja nie mogłabym zrobić tego samego? Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie. Nie zapomniałam ile przez nich wycierpiałam, więc cieszyłam się, że będę jak najdalej stąd. Wyjechałam o 900, ale tym razem nigdzie się nie zatrzymywałam, więc podróż minęła bardzo szybko. Przywitałam się z panią Krystyną, recepcjonistką. Była to około 40-letnia kobieta, która na pierwszy rzut oka wydawała się miła. Oby to nie były pozory. Przydzielono mi pokój 63, na drugim piętrze. Windą wjechałam na odpowiednie piętro i weszłam do mojego lokum. Żadnych luksusów tu nie było. Odpowiadało mi to, bo i tak będę tu mało czasu spędzać, teraz sala będzie moim domem. Treningi miały się rozpocząć jutro, dlatego dzisiaj mogłam sobie odpocząć, ale poszłam jeszcze do Zbigniewa, który dał mi grafik. Jak się okazało przez 2 dni w tygodniu będziemy dzielić z kimś salę. Ciekawe któż to będzie? Wszystko tylko nie jakieś zrzędliwe panienki, którym nie mogą się tipsy złamać. Nie potrafię na nie patrzeć.. Po kilku godzinach napisałam sms-a do Olka, że dojechałam, i takie tam. Nagle zrobiłam się głodna. Oh.. to miłe uczucie burczenia Ci w brzuchu i grania kiszek. Te moje to by mogły wystawić musical po prostu. Pospiesznie poszłam na stołówkę, wzięłam swą porcję i usiadłam przy stoliku obok okna. Pomieszczenie było zupełnie puste, więc mogłam w spokoju się pożywić, bo od jutra zaczyna się ciężka przeprawa. Obawiam się tylko tego, że nie będę w stanie nad młodzieżą zapanować, bo doskonale wiemy, jak mogą nam zatruć krew, gdy są rozkapryszonymi dzieciakami. Zjadłam swą kolację i wróciłam do pokoju. Zamierzałam iść się wcześniej położyć. Podczas brania prysznica usłyszałam jakiś hałas na korytarzu. Owinęłam się ręcznikiem i bez zastanowienia wyszłam na hol. Moim oczom ukazało się stado 2-metrowych mutantów, którzy narobili krzyku, jakby ich ze skóry zdzierali.
- Przepraszam bardzo, ale czy wy do cholery możecie zamknąć swoje japy? - powiedziałam głośniej, aby mnie usłyszeli.
Wtem poczułam na sobie 14 par ślepiów. Patrzyli na mnie jakbym była duchem, i w tym momencie zrozumiałam, że paraduję w samym ręczniku, ale co mi tam. Nie jestem gruba, ani zbyt chuda, taka w sam raz, przynajmniej ja tak uważałam. Nie domyśliłam się kim są Ci mężczyźni, ale gdy się uspokoili wróciłam do pokoju. Założyłam piżamę i zasnęłam. Tej nocy wyjątkowo nic mi się nie śniło. Przebudziłam się o 630 wypoczęta. Co jak co, ale czuję się jakbym była nadal na studiach. Wyszczotkowałam zęby, zrobiłam sobie niedbałego koczka, założyłam dres i buty do biegania. Wybiegłam z ośrodka witając się z recepcjonistką i dałam się ponieść własnym nogom. Muszę przyznać Spała to piękna miejscowość. Te pola, polany, łąki i jezioro, mało samochodów wprawiały mnie w pozytywny nastrój. Dla mnie to miejsce było oazą spokoju. Uwielbiałam słuchać śpiewu ptaków i podziwiać przyrodę. W moim przypadku to zieleń mnie uspokaja, a tu jej jest aż w nadmiarze. Po 1,5 godzinnym biegu wróciłam do swojego pokoju, odświeżyłam się i zeszłam na dół. O 815 młodzież miała przyjechać, więc usiadłam w fotelu przed wejściem i czekałam w spokoju na ich przyjazd. W końcu kwadrans to nie tak dużo. Dzisiaj na wstępie miał się odbyć test umiejętności, żeby wiedzieć kto na jakim jest poziomie. Kombinowałam nad nim, ale moja 30 osobowa banda przyjechała. Przywitałam się z nimi i wraz z kierownikiem podzieliliśmy ich do pokoi. Nie wiem czy mam się cieszyć z faktu, że ta grupa składa się z samych chłopaków. Nie ma co, trafiłam w przecudowną ekipę. Gdy chłopaki się zadomowiły udaliśmy się na śniadanie. Weszłam na stołówkę jako ostatnia, ale wpadłam na jednego z chłopaków, bo stali jak słupy soli.
- Ej.. żyjecie? Idźcie po jedzenie. - zapytałam widząc ich zaskoczone miny.
- Patrz.. - rozsunęli się na boki, a moim oczom ukazali się nasi reprezentacyjni siatkarze.
Chciałam widzieć swój wyraz twarzy, na pewno był przekomiczny, ale jak na razie to mam nadzieję, że Ziomek mnie nie widział. Przodem poszłam do pań, które rozdawały posiłek. Stanęłam obok nich i patrzyłam na moich podopiecznych, którzy brali to co im dano. Natomiast ja wzięłam sobie jabłko i sok pomarańczowy. Jadłam owoc patrząc na nich. O dziwo zachowywali się kulturalnie, a to na pewno ze względu, że są tu siatkarze i chcą im się przypodobać. Po zjedzeniu ogryzek wyrzuciłam do kosza, a sok wypiłam. Za godzinę miał się rozpocząć trening, więc pogoniłam trochę chłopaków, którzy zakończyli ucztę kwadrans później. Szłam za nimi, część pojechała windą na 3. piętro, a reszcie w tym mnie pozostały schody. Opornie stawiałam kolejne kroki, ale wtem usłyszałam za sobą jakieś głosy, gwałtownie odwróciłam głowę.
- Paula.. - zawołał Ziomek i podbiegł do mnie przytulając do siebie. - Czemu nie powiedziałaś, że tutaj będziesz?
- Mhm.. tak się złożyło. Mam tutaj treningi. - uśmiechnęłam się, a zza pleców Łukasza pojawił się Igła.
- Kogo my tu mamy? Nasza Paulinka. Długo się nie widzieliśmy. - rzucił mi się w ramiona i droga do pokoju minęła w miłym towarzystwie.
Nie zauważyłam ani Zbyszka, ani Kubiaka, co było dla mnie dziwne, bo z tego co wiem, to grają w reprezentacji. Jak się okazało to siatkarze mają pokoje na tym samym piętrze, co ja i to oni zrobili wczoraj sajgon na korytarzu. Założyłam na siebie krótkie spodenki, top sportowy i obuwie sportowe po czym udałam się na salę. Wzięłam do ręki Mikasę i zaczęłam ją sobie podbijać, bo w końcu to, że jestem trenerem nie oznacza tego, że nie będę w ogóle grać. Miałam zupełne inne plany, chciałam pokazać trenera z tej ludzkiej strony. Chłopcy spóźnili się o 3 minuty, więc kazałam im zrobić 20 kółek. Protestowali, ale w końcu wypełnili moje polecenie. Sama zrobiłam 16, aby nie czuli się dyskryminowani. Następnie wzięliśmy się za rozciąganie różnych partii mięśni. Pompkom, brzuszkom, skłonom nie było końca, ale w końcu po godzinnej rozgrzewce. Zagraliśmy mecz sparingowy, aby przekonać się kto powinien być na jakiej pozycji. Każdy z chłopaków przez 10 minut stał na kolejnych pozycjach. Muszę przyznać, że szło im całkiem dobrze, ale musimy podszlifować zagrywkę, bloki i atak. Te części wykonują zbyt nerwowo, szybko. Muszę ich jakoś ustabilizować, ale czuję, że to nie będzie łatwe. Po 3 godzinach pozwoliłam im się rozejść. Tymczasem ja zbierałam porozrzucane Mikasy, a następnie serwowałam. Zazwyczaj trafiałam w sam narożnik boiska. W końcu sama musiałam odetchnąć, dlatego usiadłam na krzesełku i zaczęłam pić wodę mineralną.
- Brawo! - usłyszałam obok siebie oklaski, zerknęłam w tamtą stronę, a tam stał On.
- Długo tu stoisz? - zapytałam.
- Wystarczająco długo, żeby widzieć co wyprawiasz z piłką. Jesteś niesamowita. Nie jeden siatkarz by się przestraszył mocy twej zagrywki. Kruche ciałko, ale silne. - uniósł brew ku górze, a ja się zaśmiałam.
- Dobra, nie mów tyle. Tylko chodźmy. - wstałam i poszliśmy do swoich pokoi.
Wzięłam długi, odświeżający prysznic. Założyłam na siebie turkusowe rurki, czarną bokserkę, szarą bejsbolówkę i baleriny. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, otworzyłam je, a moim oczom ukazał się Łukasz.
- Hej. Idziesz ze mną na trening. O 1530 czekaj na mnie przed salą. - poinformował mnie i cmoknął w policzek.
- No okej.. - westchnęłam – Muszę iść zobaczyć co tam moje chłopaki robią.
Zaśmiałam się i udałam się na piętro wyżej. Weszłam do pierwszego pokoju, w którym siedzieli Marek i Janek. Porozmawiałam z nimi 30 minut. Okazali się fajnymi chłopakami. Nie należeli do tych, dla których liczą się tylko dziewczyny i jointy. Mieszkańcy kolejnych pokoi byli równie mili co ich poprzednicy, dlatego ulżyło mi, że mnie polubili. Przeszliśmy na „ty”, bo 5 lat różnicy to nie tak wiele. Później z całą grupką udaliśmy się na obiad, podczas którego zaserwowano nam pierogi z mięsem, a także kapustą i grzybami. Kucharki to tutaj mają wręcz wyborne. Pałaszowałam danie aż mi się uszy trzęsły, zresztą reszta też. Później poszliśmy odpocząć. Położyłam się w mym łóżku i patrzyłam w sufit. Na chwilę zasnęłam, ale już musiałam iść na salę. Przystanęłam przed nią i czekałam na Żygadłę, który nie spóźnił się ani sekundy. Wbiegł do szatni, w której już nikogo nie było. Gdy był gotowy weszłam tuż za nim na salę, kryjąc się.
- Chłopaki! - krzyknął – Chciałbym Wam kogoś przedstawić.
Stałam tak za nim chichocząc sobie pod noskiem. Czułam jak Ci spoglądają na nas, a raczej na Łukasza czekając z niecierpliwością na to co powie, bo w końcu siatkarze to takie interesujące stworzenia.
- To jest.. - powiedział, a chwilę później wysunęłam się zza niego.
Uśmiechnęłam się promiennie, ale ogromnie zaskoczyło mnie to co stało się chwilę później.

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Twoj stylu pisania jest bo
    naprawdę dobry :) Oby tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, miło mi . :D
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. zyskałaś nową czytelniczkę poprzez blog na którym zobaczyłam zwiastun ;) bardzo mi się podoba i ciekawa jestem jak to się dalej potoczy :)
    jeśli mogę to mogłabyś informować mnie o nowościach? :) wolalabym na gg: 10309285, ale jeśli nie informujesz tak, to na blogu: http://siatkowka-laczy-ludzi.blogspot.com/ :) będę wdzięczna :)

    OdpowiedzUsuń