niedziela, 5 maja 2013

One.

Wstałam wcześnie rano (czyt. 500) i nie czekając na to aż słońce ukaże się na horyzoncie wbiegłam do łazienki. Duże pomieszczenie z wanną stojącą po środku i lustrami wiszącymi na każdej ścianie. Jak się wcześniej spodziewałam wyglądałam jak istna zjawa, no bo tak to jest jak trzeba wstawać przed świtem, a kłaść się po północy. Ahh.. Ci kochani belfrowie. Wzięłam lodowaty prysznic na rozbudzenie, co poskutkowało pożądanym celem. W pośpiechu założyłam na siebie białą koszulę, malinowe rurki i buty. Spakowałam do swej torby wszystkie podręczniki i bez śniadania wyszłam z domu. Oczywiście spóźniłabym się na metro. Niby 600, a ruch jak w Rzymie. Z wielkim trudem znalazłam wolne miejsce i usadowiłam w nim swe zacne cztery litery. Do uszu włożyłam słuchawki podłączone do mej mp4, aby zapomnieć o tym dziwnym świecie. Wtem rozbrzmiało „Salvame” zespołu RBD. Odkąd tylko pamiętam to miałam do tej piosenki słabość. Pomagała mi we wszelkich problemach, może to dziwne, ale dzięki niej dostawałam porządnego kopa energii. Zastanawiałam się nad tym jak to będzie, gdy ukończę Universidad Complutense de Madrid. Studiowałam architekturę wnętrz, fizjoterapię, a wieczorowo chodziłam na kurs fotografii. Wiem, że sama sobie jestem winna, ale nie potrafiłam się ostatecznie ukierunkować, więc wybrałam 3 kierunki, czego nie żałuję. Po godzinnej jeździe wysiadłam na moim peronie. Wyszłam schodami na górę i od razu zostałam powitana przez słońce. Jak dobrze, bo ostatnimi czasy pogoda nie dopisywała w Hiszpanii. Szczerze mówiąc to myślałam, że mieszkam w Londynie, w którym wiecznie pada, a tamtejsi ludzie nie znają pojęcia słońce. Udałam się do kawiarni znajdującej się nieopodal uniwersytetu, w której czekał już Adam. Adam Copeland.

- Hola! -przywitałam się z nim całując Go w policzek.

- Hola! Cómo estás? - zapytał.

- Muy bien, y tu? - odparłam.

- Bien, gracias. - uśmiechnął się ukazując rządek swych białych zębów.

Pomiędzy mną a Adamem była duża różnica wieku ok. 12 lat. Powiem otwarcie nie zwracałam na nią uwagi w najmniejszym stopniu, dla mnie liczyło się to, że rozumiemy się bez słów i zawsze możemy na siebie liczyć. Traktowałam Go jak przyjaciela, starszego brata, ale niestety często podróżował ze względu na swój zawód. Był wrestlerem znanym pod pseudonimem Edge. To on zasiał we mnie ziarenko uwielbienia do tej rozrywki, ale wrestling nie mógł nawet stanąć przy siatkówce. Od małego brzdąca się nią interesowałam, pomimo tego, że nie miałam dostępu do żadnych źródeł. Wychowywałam się początkowo w sierocińcu, a później w szkole z internatem.. Na samo wspomnienie wzdrygnęłam się. Zamówiłam latte na wynos, pożegnałam się i pędem ruszyłam na zajęcia. W ostatniej chwili weszłam do sali, a tak mało brakowało. Dzień rozpoczęłam od lekcji hiszpańskiego z panią Esperanzą. Była to miła kobieta o ogromnym sercu, zawsze przychodziłam do niej z żalem, ale traktowałam ją jak matkę. 60-letnia nauczycielka tryskała energią, którą przekazywałam nam niewyspanym studentom. Później miałam lekcje związane z architekturą. Zajęcia skończyłam o 1530, lecz za pół godziny rozpoczynałam kolejne z fizjoterapii, więc odpoczynek nie był mi pisany. Dzielnie wędrowałam od sali do sali, a o 2030 został mi tylko kurs fotografii. Ćwiczyliśmy obróbkę i takie tam, więc około 2230 wróciłam do domu. Nie mogłam sobie pozwolić na sen, dlatego zrobiłam sobie kawę i zabrałam się za odrabianie prac. Pocieszałam się myślą, że zostały mi tylko dwa tygodnie do końca, dokończenie pracy magisterskiej i jej obrona.

Minęły 2 tygodnie... obroniłam pracę i zostałam absolwentką z wyróżnieniem. Aktualnie to zastanawiałam się nad tym co teraz mam począć. Czy zostać w Hiszpanii, pojechać na wakacje lub.. no właśnie spotkać się ze swą rodziną, z którą nie utrzymywałam kontaktu od jakichś 13 lat. W końcu to nie był mój wybór, ale cóż.. w późniejszym czasie się dowiecie. Jak na razie muszę się zrelaksować te obrony prac strasznie mnie wymęczyły. Bez najmniejszego wahania udałam się do centrum handlowego, bo co bardziej zrelaksuje kobietę jak nie zakupy? Chodziłam od sklepu do sklepu, przymierzałam milion ubrań i kupiłam kilka par spodni, 3 pary butów i 5 bluzek. O tak.. to jest to, przecież jakoś się prezentować muszę! Po jakże długim shoppingu wróciłam do mojego przytulnego domku. Wzięłam odprężającą kąpiel, a następnie zrobiłam sobie kakałko i zasiadłam przed telewizorem, dla którego nareszcie znalazłam czas. Przeskakiwałam z kanału na kanał aż zatrzymałam się na kanale sportowym, który emitował El Clasico, tzn. Real Madryt – FC Barcelona. Oczywiście kibicowałam z całych sił Królewskim popijając raz na jakiś czas wcześniej przygotowany napój. Mecz zakończył się wynikiem 2:2, co mnie zadowoliło. Ważne, że Barca nie wygrała. Po chwili rozpoczęła się powtórka meczu siatkówki Polska – USA, finał Ligi Światowej 2012. Mhm.. Polska tak bardzo za nią tęskniłam, lecz nie miałam z nią żadnego kontaktu, nawet najmniejszego. Przyzwyczaiłam się do Hiszpanii, ale nigdy nie zapomniałam o swojej ojczyźnie, i już wiem co teraz zrobię. Wyjadę do Polski, tym razem mama nie będzie miała prawa mnie wysłać za granicę. Nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudziłam się nazajutrz o 900. Odprawiłam poranne czynności wzięłam jabłko na przekąskę i udałam się na lotnisko. Zakupiłam bilet w jedną stronę na lot, który miał się odbyć jutro o 1200. Szczęśliwa z wyjazdu postanowiłam się pożegnać z Adamem na rynku. Nie musiałam na niego długo czekać, bo zawsze przychodził przed czasem, przez co u mnie plusował. Na wiadomość o powrocie do ojczyzny nie ucieszył się, ale uszanował moją decyzję. Chciał dla mnie jak najlepiej, był moim przybranym braciszkiem.

W końcu nadeszła godzina wylotu. Odprawa i byłam na pokładzie samolotu. Zajęłam miejsce przy oknie, zapięłam pasy na rozkaz uśmiechniętej od ucha do ucha stewardessy i wystartowaliśmy. Z zaciekawieniem spoglądałam na różnokształtne chmury, które doprowadziły mnie do objęć Morfeusza. Po 3 godzinach byłam już na Okęciu. Miałam szczęście, że w pobliżu był autobus jadący do Jastrzębia-Zdrój. Swym łamanym polskim poprosiłam kierowcę o dojazd, który po dłuższych błaganiach zgodził się mnie podwieźć. Kolejne godziny jazdy mijały mi w ciszy..

Zapukałam do drzwi, lekko się uchyliły, a mina kobiety, która była moją mamą wyglądała tak : o.O.

- Nie przywitasz się ze mną? - spytałam z hiszpańskim akcentem – Bardzo miłe powitanie, nie ma co.

- Tak, tak córeczko.. - objęła mnie w swe ramiona, nie chciałam być niemiła, więc zrobiłam to samo.

- Kto przyszedł, Dorotko? - usłyszałam głos taty z pokoju.

Zostawiłam walizki w przedsionku i za rodzicielką udałam się do salonu. Na pierwszy rzut oka można było zrozumieć, że właścicielami domu są bogate osoby. Oparłam się o futrynę drzwi spoglądając na osoby, które siedziały wygodnie na skórzanej sofie.

- Paulina! - krzyknął Ryszard, mój tata i podbiegł do mnie zaczynając wirować mną w powietrzu.

- Aż tak bardzo się za mną stęskniliście? Jeszcze 13 lat temu cieszyliście się z mojego przymusowego wyjazdu. - odparłam karcąco.

- To nie tak.. zrozum. - rodzice zaczęli się bronić, a moje rodzeństwo, którego nie znałam wpatrywało się na nas jak na bandę idiotów.

- Wcale.. jakoś nie spieszno Wam było, żebym wróciła do Polski. Nie miałam żadnego listu, telefonu od moich jakże kochanych rodziców! - wyparowałam.

- Wytłumaczymy Ci to, ale na razie poznaj swoje rodzeństwo. - zerknęłam na trójkę dzieci i mężczyznę siedzących na kanapie.

- To jest Ola, Kasia, Przemek. - wskazał kolejno na dzieci w wieku 5, 11, 14 lat.

- Olek! - krzyknęłam i podbiegłam do mojego starszego brata. - Tak się za Tobą stęskniłam. - nie chciałam się od niego odrywać, tylko on był mi bliski.

- Młoda, chodź na pewno jesteś zmęczona po podróży. - wziął mnie za rękę i zaprowadził do jego pokoju.

- To tak teraz żyjecie? W luksusie.. - zaczęłam lokując się na łóżku.

- Tata otworzył firmę nieruchomości i zaczęło nam się powodzić, aż w końcu dorobił się majątku. - mówił głaszcząc mnie po włosach – Lepiej mów jak tam w Hiszpanii było, znalazłaś swego wybranka?

- Nie rozumiem tylko, czemu nie przywieźli mnie znów do Polski, gdy ustatkowali się materialnie. Najpiękniejsze chwile życia spędziłam z dala od domu nie mając nikogo na Płw. Iberyjskim. - do moich oczu napłynęły łzy i dałam upust emocjom.

- Paula nie płacz. - cmoknął mnie w czoło.

- Okej. W Hiszpanii było fajnie, uczyłam się w szkole z internatem, potem dostałam się na uniwersytet. Braciszku, jestem magistrem architektury wnętrz i fizjoterapii, a na dodatek chodziłam na kurs fotografii, więc mam szerokie pole manewru, jeśli chodzi o zawód. Jak coś to wiesz do kogo się zgłosić, gdy będziesz urządzać swój dom lub będziesz mieć problemy zdrowotne. Chłopaka nie mam i nie spieszy mi się z tym jak na razie. Aktualnie to zamierzam się ustatkować, kupić sobie mieszkanie, znaleźć pracę, pozwiedzać i takie tam.

- Mam mądrą siostrzyczkę – zaśmiał się i zaczął mnie łaskotać, przez co do pokoju wpadła reszta mojego „rodzeństwa”.

- Dziwnie się czuję, niby moje rodzeństwo, a ja nawet nie wiem kiedy się urodzili. - szepnęłam Olkowi na ucho.

- O nic się nie martw, wiedzą o Tobie i teraz będą się nieźle łasić. - odparł, i wtem Ola przynajmniej tak podejrzewałam usiadła mi na kolanach.

- Hej mała – cmoknęłam ją w policzek i spojrzałam w jej bursztynowe oczka.

- Paula.. przywiozłaś nam coś? - zapytali chórem.

- Przykro mi, ale nie, więc dla rekompensaty pójdziemy jutro na pizzę co wy na to? - zaproponowałam, ale oni nie potrafili wytrzymać ze śmiechu przez mój akcent.

- Jasne. - powiedzieli po chwili zastanowienia.

- Przepraszam, ale jestem zmęczona i pójdę się wykąpać. - wstałam, a Oluś poszła ze mną. - Zaraz wrócę. - odparłam i weszłam do łazienki.

Napuściłam wody do wanny i płynu do kąpieli. Położyłam się wygodnie zaczynając się relaksować. Rozglądałam się z zaciekawieniem na to pomieszczenie, które w niczym nie przypominało mi tego starego sprzed 15 lat. Zbyt dużo się tu zmieniło, może i na lepsze, ale jedno pozostało mi w głowie, niewyjaśniona sytuacja, która tak wiele mnie kosztowała. Po godzinie i waleniach do drzwi wyszłam z łazienki i udałam się pokoju Aleksandra, w którym zostawiłam walizkę.

- Fiu, fiu.. ładną mam siostrę. - powiedział, a ja zrozumiałam, że paraduję w samym bawełnianym ręczniku.

- W końcu mam to po Tobie. - odparłam uśmiechając się.

Założyłam na siebie pidżamę i poszłam jeszcze do sióstr i Przemka. Usiadłam na rogu ich łóżka. Pogłaskałam Olę, która już zasypiała.

- Czekała na Ciebie, ale nie wytrzymała. - wytłumaczyła mi Kasia – Opowiesz nam coś o sobie?

- Może jutro, bo Olka też by chciała być przy tej rozmowie - puściłam do nich oczko.

- No wiesz.. - Przemek zaczął nieśmiało – Jutro jest mecz, Asseco Ressovia Rzeszów gra z Jastrzębskim Węglem. Chcielibyśmy iść na niego, ale nikt nie chce wziąć nas pod opiekę, więc może ty.. - zrobił oczy kotka ze Shrek'a, które zadziały na mnie.

- No jasne. Lubię siatkówkę i nie mam nic przeciwko temu. - odparłam wesoło.

- Jesteś aniołem! - rodzeństwo wtuliło się we mnie.

- Chociaż poznam jakąś część miasta, tzn. przypomnę ją sobie, ale teraz to dobranoc. Musicie być wypoczęci. - ucałowałam ich i wróciłam do pokoju Olka, który serfował po internecie. - Jutro idę z młodymi na mecz siatkówki – poinformowałam Go.

- Dzięki Ci Boże, bo te potwory cały czas mnie z tym męczyły. - odetchnął z ulgą.

- Ja już idę spać. Dobranoc. - położyłam się obok brata i oddałam w objęcia Morfeusza.

Na drugi dzień wstałam o 1000, zrobiłam poranną toaletę i zeszłam na śniadanie. Oczywiście nikogo prócz dzieci nie było w domu. Po zjedzeniu kanapki , ubrałam się.

- Paula.. pospiesz się. Mecz zaczyna się o 1300, więc mamy tylko 1,5 godziny. - zerknęłam na zegarek, Przemek miał rację.

W pośpiechu zrobiłam makijaż i spięłam włosy w kok, i wyszliśmy. Szliśmy chodnikiem spoglądając na to co nas otaczało. Z uwagą przyglądałam się napisom znajdującym się na drzwiach, budynkach. Wtem ujrzałam ogromną halę, weszliśmy do środka pokazując bilety i usiedliśmy w sferze dla VIP-ów, bo w końcu tatuś ma znajomości. Dzieci siedziały jak na szpilkach, a na ich twarzach widniały cudowne uśmiechy. Piękny widok. Do rozpoczęcia zostało 30 minut, a trybuny zaczęły się wypełniać. Na boisko rozgrzewali się już siatkarze. Nadeszło powitanie drużyn, sędziów i takie tam sprawy organizacyjne. Spoglądałam na mężczyzn i doszłam do wniosku, że Polacy są przystojni, szczególnie pan z numerem „9” na koszulce z Sovii i „13” z Jastrzębskiego.

- Kubiak i Bartman.. - powiedziałam sobie pod nosem czytając nazwiska z ich bluzek. Zapewne śmiesznie zabrzmiały z tym moim akcentem.

Mecz był bardzo emocjonujący, drużyny szły łeb w łeb, co do prowadziło do tie-break'a, który zakończył się na korzyść gospodarzy.

- Paula, chodź pójdziemy po autografy. - bez wahania się zgodziłam i od razu udaliśmy się w stronę siatkarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz