Zbigniew
Bartman. Spojrzałam na niego i po prostu najzwyczajniej w świecie
wyminęłam.
-
Cześć chłopaki – powiedziałam i usadowiłam się wygodnie
pomiędzy Ziomkiem a Kurasiem.
Kuzyn
zerknął na mnie znacząco. Zapewne, a raczej na pewno chciał
dowiedzieć się o co chodziło z Zibim.
-
Skoro wszyscy już są to zaczynamy.. - oświadczył Igła włączając
swojego boomboxa.
- W
co gramy? - zapytałam.
- W
pokera.. rozbieranego – wszyscy poruszali znacząco brwiami.
-
Jesteście pewni? Nie chcę Was zawstydzić – wytknęłam język.
-
Tak.. - Krzysiek rozdał karty.
Pierwszą
partyjkę, jak zarówno drugą, trzecią, piątą i ósmą
oraz dziesiątą wygrałam pozostawiając bez ciuchów Zbyszka,
Kubiaka, Kurasia, Żygadłę, Winiara i Zatora. Na rzecz Igły
musiałam zdjąć kardigan i bluzkę. Cała sterta naszych ubrań
leżała sobie w kącie pokoju w ramach fantów.
- No
to teraz butelka – oznajmił Wiśnia.
Zakręcił
butelką, która wskazała Kubiaka.
-
Mhm.. prawda czy wyzwanie?
-
Wyzwanie – odpowiedział Misiek będąc pewny siebie.
-
Pocałuj Paulinę.
Spojrzałam
na Łukasza z miną 'Are you fucking kidding me?'. Zresztą Kubiak
wydał się być zadowolonym z tego faktu, czego nie można było
powiedzieć o Zbyszku. Od razu spochmurniał, nie wiedząc dlaczego.
Oparłam się wygodnie o kant Igłowego łóżka, podczas gdy
Michał przysuwał się do mnie. Położył ręce po obydwu moich
stronach i delikatnie musnął moje usta. Pocałunek stawał się
coraz zachłanniejszy, jednakże nadal Dzik był delikatny.
-
Koniec badania śliny – zarządził Zibi.
Kolejno
wylosowano Zatora, który miał w nocy wysmarować Andreę
pastą, Igłę, Ziomka i Winiara. Po godzinie dwudziestej czwartej
poinformowałam ich o tym, że opuszczam te kółko różańcowe.
Wstałam i w stercie ciuchów znalazłam swoje górne
partie garderoby. Postanowiłam ich nie zakładać, bo pokój
miałam tuż obok. Wyszłam i weszłam do swego królestwa. Od
razu wbiegłam do łazienki pod prysznic. Następnie założyłam
pidżamę i oddałam się objęciom Morfeusza. Niestety, na drugi
dzień nie dane było mi pospać, gdyż ktoś drapał koty na
korytarzu. Naciągnęłam kołdrę na głowę starając się zatkać
sobie uszy. Za chwilę ucichło, ale nagle poczułam, że unoszę się
w powietrzu. Któryś z mamutów przewiesił mnie sobie
przez ramię i zmierzał w stronę schodów. Biłam go po
plecach, jednak to nic nie dało. Po kilku chwilach poczułam, że
jestem w wodzie.
- Czy
Was już do reszty pogięło?! - wydarłam się na cały ośrodek.
Niczym
przemoknięta kura wyszłam z basenu zmierzając w stronę siatkarzy.
- Ty
– skierowałam palec w stronę Igły – I ty – Ziomek spojrzał
się na mnie – Nie żyjecie.
-
Mamy się bać tej kruszyny? - zapytali jednocześnie.
-
Ktoś mnie wołał? - odezwał się Kubiaczek.
-
Cicho siedź – odburknęłam zmierzając w stronę wcześniej
wymienionej dwójki – No chodźcie się do mnie przytulić –
strzeliłam uśmiech numer trzy.
-
Nie, nie trzeba – cofali się aż w końcu wybiegli.
Teraz
spokojnie ruszyłam do swego pokoju, gdzie wzięłam prysznic,
wytarłam się do sucha, wysuszyłam włosy spinając je w kucyka i
ubrałam się w szare dresy, białą koszulkę z napisem 'Grube
Lolo', no i buty do biegania. Truchtem udałam się przed hotel
czekając na swoich podopiecznych. Gdy wszyscy się pojawili
rozpoczęliśmy jogging przez spalskie lasy. Śmiechu było co nie
miara. Dzisiaj postanowiłam, że zajmę się juniorami, dlatego
biegłam w grupie z pięcio-, ośmiolatkami. Na ósmą
dotarliśmy na śniadanie, po którym wraz z maluchami udałam
się na podwórko. Położyliśmy się na trawie łapiąc
promienie słoneczne, a niektórzy odbijali sobie piłkę, bądź
huśtali na huśtawkach. Słuchałam miłego dla uszu świergotu
ptaszków, gdy ktoś cmoknął mnie w policzek.
-
Cześć Paula - przywitał się Kubiak.
-
Hej, a ty czasem nie masz treningu? - zerknęłam kątem oka.
-
Mam, ale na jedenastą – uśmiechnął się w najpiękniejszy
sposób.
-
Przepraszam, że tak wczoraj na Ciebie naskoczyłam – skruszyłam
się.
- To
ja powinienem Cię przeprosić za nachalność, ale odwzajemniłaś
całusa, więc nie jesteś już na mnie zła, nieprawdaż? - puścił
mi oczko.
- Co
racja to racja – na samą myśl wyszczerzyłam się jak mysz do
sera.
Wyprostowałam
się i zawołałam dzieciaki.
-
Skoro już tu jesteś, przydaj się na coś – wyszeptałam mu na
ucho, a w sekundę wokół nas pojawiła się gromadka małych
ludzi.
- To
jest Michał Kubiak, reprezentant Polski w piłce siatkowej mężczyzn
– oznajmiłam.
-
Wiemy – odparli chórem – Zrobiłby sobie Pan z nami
zdjęcie?
- No
jasne – odpowiedział.
Wszyscy
ustawili się do zdjęcia, a ja popstrykałam im kilka fotek. Wyszli
przecudownie takie małe szkraby z takim dużym mężczyzną.
-
Paula, z Tobą też chcemy.
Nie
miałam nic do gadania, dlatego ustawiłam się przy nich, a zdjęcie
zrobił nam pan Staszek. Następnie robiłam każdemu dziecku z
osobna, gdy byli z Michałem, później to ja miałam fotki z
każdym z uczestników. Właśnie podchodziłam do naszego
dozorcy po telefon, gdy ktoś złapał mnie za rękę.
- Z
panią trener też chcę – przyciągnął mnie tak, że przylegałam
do niego całym ciałem.
-
Przykro mi, ale jestem nie fotogeniczna – odparłam po czym
odeszłam od niego.
-
Mhn.. no chyba nie – położył ręce na mojej talii spoglądając
mi w oczy – Zrób to dla mnie – uśmiechnął się
szelmowsko.
- No
okej, dzisiaj jest dzień dobroci dla Dzików - wytknęłam
język, na co on jeszcze bardziej przysunął do siebie.
-
Pożałujesz tych słów – uniósł zadziornie brwi.
- No
raczej nie.
Tymczasem
pan Staszek robił nam zdjęcia, gdy my się sprzeczaliśmy. Po
długich utarczkach Michał mnie puścił, a ja poszłam po swój
telefon. Następnie udałam się z dzieciakami do ośrodka, w którym
poinformowałam ich, że idziemy na basen. Biegiem ruszyli do swoich
pokoi, a tymczasem ja zawiadomiłam o zajęciach resztę grupy, jak i
tych starszych. Następnie sama założyłam na siebie strój
kąpielowy. Będąc w pełni gotowa udałam się na pływalnię.
Początkowo poznawałam dzieciaki z różnymi sposobami
pływania. Później pływaliśmy aż w końcu przejęłam
wartę ratownika. Usiadłam wygodnie na kafelkach taplając nogi w
wodzie. Z uwagą przyglądałam się poczynaniom podopiecznych. Serce
mi się radowało na widok szesnastolatków dbających o
pięciolatków. Był to bardzo rzadko spotykany obrazek.
Większość nastolatków nie chce mieć nic wspólnego z
dzieciakami, a tu na tym obozie łamią wszystkie stereotypy na ten
temat, co mnie niezmiernie cieszy.
-
Przepraszam Cię.. - usłyszałam, przez co gwałtownie odwróciłam
głowę, a mym oczom ukazał się Zbyszek.
- Nie
no było, minęło. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem –
uśmiechnęłam się szeroko.
- Ale
Pat.. - przerwałam mu.
- Nic
nie mów. Nie macie tak czasem treningu? - spytałam.
- Za
piętnaście minut basen – odparł beznamiętnie.
-
Rozumiem – wtem zobaczyłam wchodzących na pływalnię siatkarzy.
-
Paula – zawołali, a Zbyszek wstał spoglądając na nich.
Nie
zdążyłam im nic odpowiedzieć, bo przypłynął do mnie Janek,
mówiąc o tym, że jeden z sześciolatków się topi.
Błyskawicznie wskoczyłam do wody i popłynęłam w stronę chłopca.
Rozpaczliwie wiercił się, dlatego z dużym trudem wypłynęłam z
nim na powierzchnię. Trzymając go na rękach wyszłam na brzeg.
Ułożyłam na kafelkach rozpoczynając reanimację.
- Co
tak stoicie?! Dzwońcie po pogotowie! - krzyknęłam na siatkarzy
stojących jak słupy soli.
Kontynuowałam
akcję, ale bez żadnych efektów. Po dwudziestu minutach
będących wiecznością przyjechała karetka, która zabrała
Kubę do szpitala. Od razu wybiegłam z pływalnii i udałam się do
pokoju, w którym ekspresowo się ubrałam i związałam włosy.
Właśnie wychodziłam z ośrodka, gdy usłyszałam głos:
-
Paulina, czekaj. Pojadę z Tobą, nie możesz prowadzić samochodu w
takim stanie.
Wsiadłam
bez gadania do Kubiakowego auta i z piskiem opon wyjechaliśmy z
parkingu. Po trzydziestu minutach znajdowaliśmy się przed ogromnym,
szarym budynkiem. Weszłam do środka, a życzliwa pielęgniarka
pokazała mi, na które piętro miałam się udać.
-
Panie doktorze – zawołałam – Co z Jakubem?
- A
kim pani jest? - spytał, no tak te szpitalne procedury.
-
Jego opiekunem na obozie – odparłam.
-
Stan chłopca nie jest najlepszy. Jak na razie nie potrafimy go
wybudzić, ale w ostatniej chwili uratowała mu pani życie – dr
Kośliński odszedł, a ja z mętlikiem głowie zjechałam po ścianie
w dół.
Schowałam
swą twarz dłoniach pozwalając spływać łzom po policzkach. To
wszystko przeze mnie. Gdybym większą uwagę zwróciłabym na
nich, teraz Kuba byłby szczęśliwy jedząc obiad. Jednakże, muszę
zawsze wszystko spieprzyć.